"Gdy wokalista wyjeżdża by szukać weny…"
Tytuł:
Gdy wokalista wyjeżdża by szukać weny…
Autor:
Lilien
Beta: Anata
Para: Byou
x Kazuki (Screw)
Wiek:
18+
Gatunek tekstu:
yaoi
Ostrzeżenia:
sceny erotyczne, rozmyślenia Kazu
Ogólnie skończyła to pisać po jakimś miesiącu chwile temu ale nadal nie doczekałam się zbetowanej wersji
Zapraszam to czytania TEGO CZEGOŚ
Dedykacja: dla Tsuu -
choć nie wiem, dlaczego… Bo Cię kocham?; dla Kaki – wiem, że tego nie
przeczyta, ale tak mnie wczoraj naszło na dedykacje; dla Katori-sensei – za
pomoc i narzekanie, że chce to już przeczytać; dla Kity – za GaraxTetsu,
ZeroxHizumi, ja chce RyogaxKifumi(!!) i w ogóle no chce więcej~! i dla każdego,
kto czekał na moje nowe yaoi…
Raźnym krokiem wszedłem do sali prób
i rozejrzałem się dookoła, dokładnie przyglądając się przy tym chłopakom.
Manabu jak zwykle siedział gdzieś w kącie i z tego, co zauważyłem, pił już
drugi kubek z kawą. Rui również popijał napój życia i pisał przy tym coś na
swoim telefonie. Rozejrzałem się raz jeszcze i napotkałem złowieszcze
spojrzenie Jina, który siedział za swoją perkusją, i niebezpiecznie wymachiwał
pałeczką.
- Kazuki… - Syknął, a reszta od razu
spojrzała na mnie. – Spóźniłeś się. – Uśmiechnąłem się lekko i odłożyłem swoją
gitarę na bok, po czym nic sobie z niego nie robiąc spokojnie ściągnąłem
płaszcz i odwiesiłem na wieszak. Lubiłem tego chłopaka. Zawsze to my dwaj
najwięcej wygłupialiśmy się na scenie lub jakimś nagraniu. W ten sposób
rozładowywaliśmy napiętą atmosferę w zespole i wywoływaliśmy uśmiech na
twarzach widzów czy fanów. Był radosny, uśmiechnięty, zabawny i mogłem się z
nim czasem powygłupiać czy pograć w jakąś grę.
- On cię nie słucha, Jin. –
Westchnął Manabu, po czym zwrócił się do mnie. – Pierwsze każesz nam przyjść na
próbę o ósmej, a potem sam spóźniasz się pół godziny. Kazuki, nie poznaje cię.
- Gitarzysta podszedł do mnie, położył mi rękę na ramieniu i spojrzał w oczy.
- Normalnie próby zaczynają się
właśnie o tej godzinie lub dziewiątej. Zawsze jestem pół godziny przed
czasem... – Zacząłem powoli patrząc na niego.
- W końcu jesteś liderem. – Odgryzł
mi się Jin. Spojrzałem na perkusistę i lekko przewróciłem oczami.
- A Jin zawsze spóźnia się te
trzydzieści minut. Aż dziwię się, że dzisiaj przyszedł na czas. – Uśmiechnąłem
się do niego złośliwie, na co chłopak wzruszył tyko ramionami.
- I chciałeś nam w ten sposób
pokazać jak to jest, kiedy ty tak tu na nas sam czekasz? – Stwierdził Rui
podchodząc do swojego basu i zakładając go. A perkusista przekrzywił dziwnie
głowę nadal mi się przeglądając. Zaśmiałem się w duchu na ten obrazek. Już
miałem zaprzeczyć, ale przeszkodził mi w tym Jin.
- Nie ma Byou przez dwa tygodnie, a
ty wymyślasz jakieś dziwne rzeczy. Myśleliśmy w ogóle, że będziemy mieć wolne
przez ten cały czas. – Spojrzałem na niego podnosząc jedną brew w geście
niezrozumienia. Myśleli, że odwołam próby z powodu wyjazdu wokalisty? Cóż,
pierwotnie miałem taki zamiar, ale potem zmieniłem zdanie. – Potem nagle
dostajemy od ciebie maile, że próby, co dwa dni o 10. Pomyślałem, że nie jest,
źle. Trwały nawet krócej i były lżejsze. – Kontynuował a ja nadal na niego patrzyłem,
zastanawiając się przy tym, co to ma wspólnego z wyjazdem wokalisty i moim
spóźnieniem. Ale nie odzywałem się. – Nagle stwierdzasz, że wracamy do starego
harmonogramu i mamy być na 8, po czym sam przyjeżdżasz ponad pół godziny
później i uważasz, że nic się nie dzieje. Niech już on wróci, bo zaczynasz się
zachowywać jakbyś miał okres. – Stwierdził chłopak wymachując przy tym
śmiesznie rękami, na co reszta roześmiała się głośno.
- Po pierwsze, wcale się tak nie
zachowuję. – Burknąłem oburzony. - Po
drugie, nie mówiłem, że nic się nie stało, a przez swój długi wywód nie dałeś
mi nic powiedzieć. A po trzecie, popsuł mi się samochód i nie wziąłem telefonu
z domu. – Jin zamrugał kilkakrotnie. – Twoja teoria upadła. – Dodałem i
spojrzałem na niego z satysfakcją.
- Ale i tak jesteś nieznośny. –
Powiedział po chwili, nadymając przy tym policzki jak dziecko.
- To co, zaczynamy tę próbę? –
Odezwał się w końcu Rui. – Wiecie, ja mam już plany na popołudnie i jakoś nie
uśmiecha mi się spędzenie go z wami.
- He? Aż tacy jesteśmy straszni? –
Zaśmiał się Manabu ruszając w stronę stojaka ze swoją gitarą.
- Nie, ale Kazuki serio coraz
częściej zachowuje się jakby dostał okres. – Szepnął drugiemu gitarzyście na
ucho, ale tak, że ja i perkusista usłyszeliśmy to wyraźnie. Jin roześmiał się
głośno, wręcz spadając ze swojego stołka, a ja spojrzałem na nich mrużąc oczy.
- Wcale się tak nie zachowuję. –
Założyłem ręce na piersi i prawie tupnąłem nogą.
- Właśnie tupnąłeś nogą. –
Skomentował Jin. – W domu masz pełno pustych opakowań po lodach i czekoladzie.
- Grzebałeś mi w śmieciach? –
Spojrzałem na niego jak na debila i kilkakrotnie mrugnąłem nadal nie
dowierzając.
- Poszedłem coś wyrzucić. Dobra,
nieważne. – Westchnął. – Gramy? – Wszyscy przytaknęliśmy jednocześnie i zabraliśmy
się za próbę.
Naprawdę nie rozumiałem, o co im
chodzi. Może rzeczywiście Byou nie było od dwóch tygodni, ponieważ wyjechał na
wieś, gdzie nie było nawet zasięgu. A ja pomału zaczynałem coraz bardziej za
nim tęsknić, ale to nie powód, aby od razu stwierdzać, że ‘dostałem okres’. A
tak w ogóle, to mężczyzna może go dostać? Może i jestem, jak to mówi Byou, tą
bardziej damską stroną naszego związku, ale nie muszą mnie od razu posądzać o
takie rzeczy. A lody truskawkowe po prostu lubię i miałem na nie ochotę. Wraz z
czekoladą i jakimś dennym romansidłem, siedząc pod kocem i przytulając się do
poduszki, na której zwykle sypia wokalista. Może Jin ma racje i mi jednak
odbija? Pokręciłem przecząco głową i skupiłem się na graniu.
Próba minęłam dość szybko i już po
półtorej godzinie zbieraliśmy się do domu.
- W ramach spóźnienia złoże sprzęt.
– Zaproponowałem. – A wy idźcie.
- Dobrze, że ja nie wpadam na takie
pomysły. – Powiedział Jin i cudem uniknął lecącego w jego stronę pustego kubka.
- Może by ci to dobrze zrobiło? He?
– Zaśmiałem się. – I tak bym musiał zostać, bo mam masę papierkowej roboty.
- A więc do zobaczenia, w… Kiedy
następna próba panie liderze? – Spojrzałem na Ruiego i uśmiechnąłem się.
- W poniedziałek.
- A więc do poniedziałku Kazu-chan!
– Pomachałem im i patrzyłem jeszcze przez chwilkę, jak roześmiany perkusista
zgarnia obydwóch muzyków i wychodzą sali. Dźwięk zamykanych drzwi i spokój.
Westchnąłem cicho, usiadłem pod ścianą i przejechałem dłonią po włosach. Cisza.
W domu przynajmniej zawsze coś leciało. Jak nie włączony telewizor, to wieża
czy radio. Ale, żeby tylko nie było tej ogarniającej pustki i spokoju, którego
nie mam, na co dzień. Zawsze, kiedy musiałem zostać tutaj dłużej, już po chwili
zjawiał się wokalista z kubkiem kawy w ręce lub czymś słodkim i mówił ‘Nie
pozwolę mojej księżniczce siedzieć samej.’ Uśmiechnąłem się do siebie. Zawsze
obrywało mu się po tych słowach, a teraz za nimi tęsknie. Fakt, pomocny to on
raczej nie był i przez niego nigdy nie mogłem tego skończyć, ale przynajmniej
tutaj był. Westchnąłem cicho. A teraz siedzi gdzieś i nawet nie mam z nim
kontaktu.
O dziwo ze wszystkim uwinąłem się w
niecałe dwie godziny. Podrapałem się w głowę i zaśmiałem cicho. Obecność Byou
zdecydowanie mi w tym nigdy nie pomagała. Już miałem wychodzić, gdy na mojej
drodze pojawił się najniższy członek zespołu.
- Jin? – Spojrzałem na niego
zdziwiony, a ten tylko szeroko się uśmiechnął.
- Idziesz ze mną! – Powiedział
stanowczo i złapał mnie za rękę ciągnąc w stronę windy.
- Jin do cholery! – Krzyknąłem i
spojrzałem na niego, pragnąc dostać jakąś odpowiedź.
- Nie będziesz się kisił w domu.
Idziesz ze mną na bilard. – Zamrugałem kilkakrotnie. – I tak nie masz
samochodu, więc chodź i nie narzekaj. – Westchnąłem cicho i grzecznie z nim
poszedłem. Może i miał race? W końcu było to o wiele ciekawsze od siedzenia i
zastanawiania się, co robi Byou.
Czas wspólnie spędzany z Jinem i
jego znajomymi przez te cztery dni mogłem uznać za udany. Pomijając fakt, że za
każdym razem wokalista dzwonił do mnie w nieodpowiednich momentach. W czwartek,
kiedy zapomniałem telefonu. W piątek, kiedy byłem w sklepie i mi się
rozładowała komórka. W sobotę, gdy byłem na imprezie z chłopakami i w niedzielę
podczas mojego kaca.
Sprawdziłem po raz setny czy na
pewno mam telefon w kieszeni i wszedłem do sali, gdzie czekała na mnie reszta.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi miałem wrażenie, że chłopaki coś o mnie szepczą,
ale gdy tylko na nich spojrzałem od razu odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Nieładnie tak plotkować o koledze.
- Zaśmiałem się i podałem im kawę, po którą wcześniej poszedłem.
- Nie mówiliśmy o tobie. -
Odpowiedział mi zaraz Manabu upijając łyk ze swojego kubka. - Skąd te
przypuszczeni?
- A czy ja wspomniałem coś o tym, że
mówiliście o mnie? - Spojrzałem na nich, podnosząc jedną brew do góry. Ci
jedynie troszkę jakby speszeni popatrzyli po sobie i spuścili głowy.
- Zastanawialiśmy się tylko, jak ci
się spędzało ze mną czas. – Pierwszy odezwał się Jin uśmiechając się przy tym
szeroko w moją stronę.
- Fajnie było. – Odpowiedziałem mu
właściwie zgodnie z prawda. Chłopaki popatrzyli na siebie i jedynie uśmiechnęli
się blado, przytakując przy tym głowami. Może domyślali się, że tak naprawdę
wcale aż tak dobrze się nie bawiłem? I że przez cały czas moją głowę zaprzątał
wokalista oraz to, że poprzedniego dnia miałem szanse z nim porozmawiać. Tak
zresztą było również i teraz.
Dzisiejsza próba minęła nam szybko i
sprawnie, w końcu ćwiczyliśmy dobrze znane nam już utwory. Tym razem na
szczęście sprzątanie wypadło na Jina, wiec ja zwinąłem się jak najszybciej do
domu, by oddać się relaksowi i oczekiwaniu na telefon mojego kochanka. Rzuciłem
im jeszcze krótkie pożegnanie i kolejną próbę ustaliłem na piątek o dziewiątej,
po czym pojechałem prosto do apartamentu.
Czekałem na telefon siedząc na
kanapie i jedząc chipsy, lecz tym razem nie zadzwonił. Może uznał, że szkoda mu
na to czasu? W końcu przez ostatnie dni nie odbierałem od niego połączeń.
Chwyciłem komórkę w dłoń i wybrałem jego numer. Przyłożyłem ją do ucha, lecz
jedyne, co usłyszałem to 'abonent tymczasowo niedostępny'. Westchnąłem
zrezygnowany i napisałem do niego krótkiego maila.
„Tęsknie
za tobą...”
Po czym poszedłem położyć się spać w
naszym, pustym teraz łóżku.
Obudziłem się i mocno przeciągnąłem,
by zaraz zerwać się na równe nogi, gdy tylko spojrzałem na zegarek. Jest już
dziesiąta, a o czternastej ma przyjść do mnie Jin ze swoją nową grą. A musiałem
jeszcze ogarnąć mieszkanie, ponieważ nie sprzątałem tutaj od dobrych paru dni. Pobiegłem szybko do łazienki i
wziąłem prysznic. Nagle usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Szybko się jedynie
wytarłem i nago pobiegłem do salonu.
- Halo? - Zapytałem grzecznie i
powoli poszedłem w stronę łazienki. Końcu byłem sam w mieszkaniu, więc nie
miałem się czego wstydzić, a tym bardziej obawiać.
- Kazuki? Tu Jin. To, co mam do
ciebie wpaść?
- Jasne stary. Tylko weź coś ze
sobą. - Szybko i sprawnie ubrałem czyste bokserki, a zdając sobie sprawę, że
nie wziąłem z sypialni ubrań, ruszyłem w jej stronę.
- Dobra, wezmę piwo i chipsy. -
Przez ułamek sekundy spojrzałem na drzwi wejściowe.
- Wiesz... - Zacząłem i dla
upewnienia się popatrzyłem w tamtą stronę trochę dłużej. - Może bez alkoholu.
- Czemu? - Zapytał zdziwiony
perkusista.
- Bo mam już zwidy. - Wbiegłem po
schodach na górę i wszedłem do sypialni. - Wydawało mi się ze widziałem Byou, a
przecież ma wrócić dopiero w niedzielę w nocy. - Miałem powiedzieć coś jeszcze,
ale w tym samym momencie poczułem jak czyjeś wargi muskają moje gołe ramie, a
cieple ręce oplatają mnie szczelnie w pasie.
- Nie martw się. Jeszcze nie
zwariowałeś. - Usłyszałem tak dobrze znany mi i wielu innym osobom głos.
Odwróciłem głowę i zobaczyłem uśmiechniętą twarz Byou oraz jego piękne oczy wpatrujące
się w mnie. Chłopak sprawnym ruchem wyciągnął mi telefon z ręki i przyłożył
sobie do ucha, nadal mnie mocno trzymając.
- Przykro mi Jin, ale dzisiaj jednak
Kazuki będzie troszkę zajęty. - Powiedział spokojnie i się rozłączył, po czym
włożył sobie urządzenie do kieszeni.
- Co ty tutaj robisz? – Zacząłem
nadal, nie wierząc, że wokalista stoi przede mną.
- Pomyślmy. – Zaczął i spojrzał na
sufit. – Stoję, trzymam moją księżniczkę w objęciach.
- Tylko nie księżniczkę. –
Naburmuszyłem się lekko i oparłem mocniej o chłopaka. – Ale miałeś wrócić
później.
- A może byś się tak najpierw
przywitał? A nie od razu narzekasz. – Zaśmiał się Byou. Powoli odwróciłem się w
jego stronę i oplotłem go rękami w pasie. Chwilę patrzyłem mu szczęśliwy w
oczy, po czym kilkakrotnie musnąłem jego wargi. One działały na mnie jak
narkotyk. Kiedy spróbuje się go po raz pierwszy, chce się coraz więcej. Już po
chwili pogłębiłem pieszczotę i namiętnie wpiłem się w jego usta. Oderwaliśmy
się od siebie dopiero, kiedy zaczęło brakować nam już powietrza. Oparłem swoją
głowę o jego czoło i uśmiechnąłem się słodko.
- Tęskniłem. Cholernie za tobą
tęskniłem. – Chłopak zaśmiał się cicho i palcem przejechał po jednej z moich
kości policzkowych.
- Ja tak samo. Dzwoniłem do ciebie,
ale nie odbierałeś.
- Przepraszam, ale wtedy się sporo
działo.
- Opowiesz mi później. –
Przytaknąłem lekko głową i postanowiłem pójść się ubrać, ale Byou złapał mnie
za rękę i z powrotem przyciągnął w swoją stronę. – Nigdzie mi nie pójdziesz.
- Zimno mi i jestem troszkę głodny.
– Uniosłem jedną brew do góry i uśmiechnąłem się do niego. – Na pusty żołądek
mnie do łóżka nie zaciągniesz. – Zaśmiałem się, ale podziałało, bo chłopak ze
zbolałą miną puścił moją rękę i usiadł na łóżku. W tym czasie ja poszukałem
spodni od swoich ulubionych dresów i za dużej koszulki. Tak wyszykowany oparłem
się o drzwi szafy i bezczelnie wpatrywałem się w wokalistę, który aktualnie
leżał i bawił się swoją poduszką.
- Ty przynajmniej miałeś moją
poduszkę, a ja jedynie zwinąłem ci bluzę. - Powiedział nadal na mnie nie patrząc, ale doskonale zdając
sobie sprawę, że ja to robię.
- Ta czarna z napisem 'Screw'? - Uśmiechnąłem się samym
kącikiem ust. A ostatnio tyle się jej naszukałem.
- Ciepła jest. Pachniała tobą.
Przypominała mi dom. - Założyłem ręce na piersi, kręcąc z niedowierzaniem
głową. Byou potrafił być czasem taki romantyczny. Właśnie przez takie bzdety i
niby nieważne rzeczy. Może nie potrafił wpaść na pomysł, by przygotować
romantyczną kolacje na naszą rocznice. Wolał zjeść pizzę w domu niż wykwintne
danie w restauracji. Ale potrafił ubrać w piękne słowa nawet najmniejszą
błahostkę. Przez parę słów uczynić mnie naprawdę szczęśliwym. - Wziąłem ci też
kolczyk. – Stwierdził spokojnie chłopak, po czym podniósł się do siadu.
- Wiem, kapnąłem się gdy je
liczyłem. - Wolno podszedłem do niego i usiadłem obok.
- Liczysz je? - Spojrzał na mnie z
niedowierzaniem.
- Jak mi się nudzi. - Zaśmiałem się.
Delikatnie złapałem jego dłoń i splotłem nasze palce. - Chodź do kuchni.
- A wiesz, że ja właściwie też nie
miałem nic w ustach od rana? - Byou wstał i pociągnął mnie za sobą.
Uśmiechnąłem się do niego prowokująco.
- Mam nadzieje, że niektórych rzeczy
nawet dłużej. - Zachichotałem i zbiegłem na dół, prosto do kuchni. Już po
chwili poczułem, jak dłonie mojego ukochanego powolutku zakradają się pod moja
koszulkę. Opuszkami palców drażnił skórę na moim brzuchu wywołując przy tym
parę westchnięć wyrażających zadowolenie.
- A od kiedy Kazu-chan stałeś się
takim perwersem? - Szepnął mi na ucho, po czym najnormalniej w świecie je
polizał.
- Od kiedy mieszkam z takim zbokiem
ja ty. - Odpowiedziałem mu, uśmiechając się przy tym szeroko w jego stronę. - A
teraz grzecznie usiądź i poczekaj, kochanie. W końcu musisz być zmęczony po
podróży. - Chłopak musnął ustami mój policzek i cichutko się śmiejąc, wykonał
moje polecenie. Spojrzałem na niego kątem oka. Siedział na ławce za stołem, z
kolanami pod brodą i obserwował wszystko, co robię. Wyglądał trochę jak dziecko
obserwujące swoją mamę. Otworzyłem lodówkę, po czym od razu ją zamknąłem
stwierdzając, że oprócz paru jogurtów (zresztą już chyba przeterminowanych) i
warzyw, nic w niej nie ma. Westchnąłem zrezygnowany, otworzyłem szafkę nad
blatem i wyciągnąłem dwa opakowania ze spaghetti na szybko.
- Widzę, że zjemy coś bardzo pożywnego.
– Zachichotał Byou.
- A wolisz kanapeczki z warzywami?
- Nie. – Odpowiedział szybko.
- No, więc nie narzekaj. Później
pójdę na zakupy. – Włączyłem czajnik z wodą i usiadłem na blacie.
- Pójdziemy. – Zaśmiałem się głośno.
– Wiesz, spotkałem nawet ciekawych ludzi na tej wsi. Cieszę się, że tam
pojechałem, tak jak mówiłeś. – Chłopak podszedł do mnie i oparł się rękami po
obydwóch stronach moich bioder. – No i nauczyłem się ciekawych rzeczy.
- Jakich na przykład? – Wsunąłem
rękę w jego włosy i zacząłem bawić się jego blond kosmykami.
- Nauczyłem się masażu. – Chłopak
uśmiechnął się do mnie zalotnie. – Myślę, że jako iż jesteś bardzo
zestresowanym liderem, to mi się przyda. – Ze śmiechem na ustach pocałowałem go
głęboko i czule. Niestety naszą pieszczotę przerwał dźwięk oznaczający zagotowanie
się wody. Już miałem zeskoczyć z blatu, kiedy chłopak mnie powstrzymał i
dokończył za mnie przygotowywanie naszego posiłku.
- Poduczyłem się też gotować. – Powiedział
nagle, podając mi pod nos ciepły kubeczek. Zjedliśmy w ciszy. Nalałem sobie
wody do kubka i napiłem się, po czym zszedłem na podłogę. – Kazu-chan? –
Spojrzałem na wokalistę. – Choć do sypialni. Pomasuje cię. – Nie czekając
długo, złapałem go za dłoń i pociągnąłem na górę. Stanowczo brakowało mi jego
bliskości. W sypialni znaleźliśmy się parę minut później. Byou lekko złapał
mnie za biodra i przyciągnął bliżej siebie, zamykając przy tym drzwi nogą.
Całował mnie zachłannie, wręcz zaborczo. Już po chwili jego dłonie znalazły się
na moich pośladkach, lekko je ściskając. Tym sposobem dał mi jasno do
zrozumienia, czego w tej chwili pragnie. Lecz ja miałem troszkę inne plany.
Niechętnie oderwałem się od jego ust i zrobiłem mały krok w tył, aby móc lepiej
go obserwować. Chłopak spojrzał na mnie i zacmokał z niezadowoleniem, jak to
miał w zwyczaju robić, kiedy nie dostał czegoś, czego pragnął. Wiedziałem
doskonale, że w tej chwili to ja jestem obiektem jego pożądania. Lekko
uśmiechnąłem się do siebie. W sumie to chciałem tego samego, co on, ale miałem
również ochotę troszkę go pomęczyć.
- Coś mi się zdaje, że miałeś mnie
masować?.. - Spojrzałam na niego w dość zalotny sposób i uśmiechnąłem się
niewinnie. Byou jedynie westchnął i spokojnie do mnie podszedł, wkładając przy
tym swoje udo pomiędzy moje nogi.
- Stworzyłem potwora... –Szepnął mi
na ucho i czubkiem języka liznął jego małżowinę, po czym przycisnął moje
krocze. Ledwo stłumiłem jęk, który wywołała ta czynnością. Wokalista przesunął
usta na moją szyje i zrobił na niej dość pokaźną malinkę, po czym odsunął się
ode mnie. Najpierw przyjrzał mi się dokładnie i oblizał lekko usta, by po
chwili ściągnąć mi koszulkę i odrzucić ją gdzieś w kąt.
- Jesteś piękny Kazu-chan... -
Westchnął, jednocześnie badając dłońmi mój nagi tors, a po chwili sięgnął moich
warg i zatopił je w czułym pocałunku. - I słodki. - Dokończył, kiedy
oderwaliśmy się od siebie. Zachichotałem cicho i lekko się zarumieniłem.
- To co mam teraz zrobić kochanie? –
Zapytałem słodkim głosem, przegryzając przy tym wargę.
- Połóż się na brzuchu, a ja zaraz
przyjdę. – Odwróciłem się do niego tyłem. Poczułem jeszcze. jak złapał mnie za
tyłek. Odwróciłem się w jego stronę i zmierzyłem Byou wzrokiem, mrużąc przy tym
oczy. Ten roześmiał się jedynie. Podszedłem do łóżka i usiadłem na nim, by po
chwili położyć się tak, jak mówił wokalista i przytuliłem się przy okazji do
jego poduszki. Kątem oka obserwowałem, jak szuka czegoś w swojej podróżnej
torbie, a po chwili wyciąga jakąś buteleczkę. Podszedł do mnie i najpierw
musnął wargami mój policzek, by po chwili po prostu usiąść mi na tyłku.
- Przytyłeś chyba. – Jęknąłem jakby
było mi nie wygodnie i lekko zacząłem się wiercić.
- A co? Czyżby mojej księżniczce
było niewygodnie? – Byou zaśmiał się dźwięcznie i nachylił nade mną, lekko
odgarniając moje włosy na bok.
- Wręcz przeciwnie… - Zamruczałem z
zadowolenia, kiedy zaczął muskać ustami mój kark. Doskonale zdawał sobie
sprawę, że jest to jedno z moich czułych miejsc i podstępnie to wykorzystywał,
wywołując u mnie kolejne jęknięcia. Po chwili zaprzestał tej czynności i
usłyszałem dźwięk otwieranej buteleczki. Wokalista wylał troszkę jej zawartości
na moje plecy i powolnymi, okrężnymi ruchami zaczął ją wmasowywać.
- Lawenda… - Szepnąłem, przymykając
lekko oczy i zatapiając twarz w poduszce.
- Podoba ci się?
- Yhy… - Westchnąłem zadowolony,
oddając się całkowicie przyjemności, jaką sprawiał mi wokalista. Dłonie Byou
delikatnie i zarazem stanowczo sunęły po moich plecach, rozluźniając przy tym
wszystkie spięte mięśnie. Czułem jak pomału ulatuje ze mnie cały stres.
Kciukami mocniej przejechał po moim kręgosłupie, by po chwili zająć się moimi
barkami i karkiem, który w końcu przestał mnie boleć. Z przyjemności zamknąłem
oczy i najnormalniej świecie zacząłem usypiać, czując się kompletnie
rozluźniony.
Po paru minutach z tego błogiego
stanu wyrwały mnie delikatne pocałunki Byou. Chłopak powoli zjeżdżał ustami,
znacząc linię mojego kręgosłupa. Zatrzymał się dopiero na linii moich spodni.
Lekko szarpnął zębami za ich krawędź.
- Skończyłem. – Powiedział
zadowolony z siebie wokalista. Uśmiechnąłem się do siebie. – Podobało się?
- Było wspaniale. – Odpowiedziałem mu i z niemałym trudem obróciłem się tak, aby leżeć na plecach. – Myślę, że teraz zasługujesz na nagrodę. - Jedną ręką złapałem go za koszulkę i pociągnąłem w dół, tak by jego twarz znalazła się naprzeciwko z mojej. - Kochaj mnie. - Szepnąłem cicho i pocałowałem go mocno. Byou od razu odwzajemnił pieszczotę usadawiając się wygodniej i podpierając rękami po obu stronach mojej głowy. Delikatnie przejechał językiem po mojej dolnej wardze, na co od razu je uchyliłem, pozwalając mu na więcej. Delikatnie przesuwał nim po moim podniebieniu i dziąsłach, badając je i szukając moich czułych punktów. Zarzuciłem mu ręce na kark i poruszyłem biodrami ocierając się o niego. Jęknął cicho w moje usta i pogłębił pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie kiedy zaczęło brakować nam powietrza. Pomiędzy naszymi ustami utworzyła się delikatna nić naszej zmieszanej śliny. Wokalista pozbył się jej językiem, na co uśmiechnąłem się lekko, oddychając przy tym nierówno. Byłem podniecony. Cholernie podniecony. Już sam widok wokalisty tak na mnie działał, a dotyk jego dłoni i ust tylko to potęgował. Pragnąłem go poczuć w tej chwili. Ale on miał chyba inne plany.
- Było wspaniale. – Odpowiedziałem mu i z niemałym trudem obróciłem się tak, aby leżeć na plecach. – Myślę, że teraz zasługujesz na nagrodę. - Jedną ręką złapałem go za koszulkę i pociągnąłem w dół, tak by jego twarz znalazła się naprzeciwko z mojej. - Kochaj mnie. - Szepnąłem cicho i pocałowałem go mocno. Byou od razu odwzajemnił pieszczotę usadawiając się wygodniej i podpierając rękami po obu stronach mojej głowy. Delikatnie przejechał językiem po mojej dolnej wardze, na co od razu je uchyliłem, pozwalając mu na więcej. Delikatnie przesuwał nim po moim podniebieniu i dziąsłach, badając je i szukając moich czułych punktów. Zarzuciłem mu ręce na kark i poruszyłem biodrami ocierając się o niego. Jęknął cicho w moje usta i pogłębił pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie kiedy zaczęło brakować nam powietrza. Pomiędzy naszymi ustami utworzyła się delikatna nić naszej zmieszanej śliny. Wokalista pozbył się jej językiem, na co uśmiechnąłem się lekko, oddychając przy tym nierówno. Byłem podniecony. Cholernie podniecony. Już sam widok wokalisty tak na mnie działał, a dotyk jego dłoni i ust tylko to potęgował. Pragnąłem go poczuć w tej chwili. Ale on miał chyba inne plany.
Westchnąłem głośno, kiedy zaczął
ssać moje ucho, a palcem jednej ręki przejechał po gumce od moich bokserek.
- Byou… - Jęknąłem mu do ucha. –
Proszę, bo sam się sobą zajmę. – Na te słowa wokalista jedynie uśmiechał się
zadziornie i ustami zjechał na moją szyję. Pomogłem mu pozbyć się jego koszuli
i znów się o niego otarłem. Tak, jak ja, był mocno podniecony, ale potrafił
zachować zimną krew i perfidnie bawić się mną. Wypchnąłem lekko biodra, kiedy
poczułem jego wargi tuż przy linii moich spodniach, ale już po chwili nie
miałem ich na sobie. Oddychając szybko i nierównomiernie straciłem kontakt z
rzeczywistością, kiedy jego usta zacisnęły się na moim członku. Doszedłem po paru
minutach głośno krzycząc. Już po chwili jego słodkie wargi złączyły się z moimi
w namiętnym pocałunku. Granica jego opanowania pękła. Na ślepo sięgnąłem do
jego paska i bez problemu rozpiąłem go oraz rozporek. Z małą pomocą pozbawiłem
go spodni nadal nie odrywając się przy tym od jego ust. W tym samym czasie Byou
ręką sięgnął do szafki przy łóżku, z której wyciągnął tubkę z lubrykantem.
- Nasmarujesz mnie? – Szepnął
kusząco, a ja niemal wyrwałem mu opakowanie z rąk. Wylałem sobie odpowiednią
ilość na dłoń i sięgnąłem jego penisa. Przejechałem po nim kilkakrotnie,
wywołując przy tym jęki u mojego kochanka. – Jeszcze… palce… - Powiedział z
trudem, oddychając przy tym ciężko.
- Bez… - Pociągnąłem go tak aby móc
mu zarzucić nogi na barki. – Chce cię poczuć… - Spojrzałem chłopakowi prosto w
zamglone oczy. Nie musiałem długo czekać, a jego gorący i pulsujący z
podniecenia członek zaczął wchodzić we mnie powoli. Krzyknąłem, a raczej
zrobiłbym to, gdyby nie usta chłopaka, doskonale mi to utrudniające.
- Jesteś… ah… kocham… - Jęknął w
pewnym momencie zaczynając wykonywać lekkie ruchy biodrami. Na początku czułem
jedynie ból, lecz przeradzał się on w nieopisaną przyjemność. Aż w końcu sam
zacząłem wychodzić naprzeciw jego pchnięciom. Złączeni razem ciałami kochaliśmy
się namiętnie. Nie było teraz czasu na słowa, a nasze uczucia dało się odczytać
z jęków i westchnięć. Z urwanych wyrazów i zgranych ruchów. Nie było czasu na
delikatność i czułość. Liczyło się tu i teraz. Liczył się tylko on. Jego
nierówny oddech, sklejone od potu włosy, chaotyczne ruchy.
Doszedłem, jako pierwszy wylewając
się między nasze splecione ciała, kiedy po raz któryś z kolei trafił w moją
prostatę. Zacisnąłem mięśnie na jego członku, przez co Byou chwile później
zalał mnie swoim nasieniem. Jęknął głośno, a na jego twarzy malowała się
nieopisana rozkosz. Uwielbiałem ten widok.
Spokojny i spełniony regulując
oddech i bicie serca. Byłem zmęczony, ale jednocześnie nieopisanie szczęśliwy.
Spojrzałem na chłopaka, który uśmiechnął się tylko lekko i wyszedł ze mnie,
opadając chwilę później na łóżko. Leżeliśmy obok siebie, wsłuchując się w nasze
oddechy.
- Byou? - Zacząłem, ale
odpowiedziała mi jedynie cisza… Podniosłem się do siadu, co wywołało u mnie
lekkie syknięcie. Byou raczej nie należał do osób, które w ciszy, z papierosem
w ręku kontemplowały to, co przed chwilą zaszło. Był rozgadany i niewyżyty,
przez co zawsze już po chwili czułem jego usta na mojej szyi i cichy szept przy
uchu, mówiący, że byłem wspaniały. Spojrzałem na niego lekko zmartwiony, ale po
chwili uśmiechnąłem się do siebie. Chłopak po prostu zasnął.
Schowałem obydwie tubki z powrotem
do szuflady i wyciągnąłem z niej paczkę nawilżonych chusteczek. Delikatnie
wytarłem chłopaka z pozostałości mojej spermy oraz potu. Przykryłem go kołdrą i
poszedłem do łazienki.
Najpierw wziąłem szybki prysznic, by
potem oddać się relaksującej kąpieli. Po tej czynności ubrany jedynie w
bokserski wróciłem do pokoju. Wyciągnąłem z szafy czarne rurki, białą, dłuższą
i luźną bluzkę z krótkim rękawem, a na to narzuciłem coś w rodzaju kamizelki.
Była krótsza od normalnej oraz bardziej nowoczesna. Z szuflady wyciągnąłem
swoja kosmetyczkę, biżuterię oraz suszarkę do włosów. Potem do jakiejś torby
zaś spakowałem brudne ciuchy Byou. Spojrzałem jeszcze raz na swojego kochanka i
powoli do niego podszedłem. Usiadłem na brzegu łóżka i odgarnąłem mu grzywkę z
czoła uśmiechając się przy tym do siebie. Kiedy spał, był taki słodki i
niewinny, czego niestety nie mogę powiedzieć na co dzień.
- Mój kochany perwers. - Zaśmiałem
się i lekko musnąłem ustami jego czoło tak, aby go nie zbudzić. Zabrałem
wszystkie rzeczy i wyszedłem z sypialni, zamykając za sobą drzwi. W salonie
wysuszyłem porządnie włosy i ułożyłem je. Nałożyłem lekki podkład na twarz i
zgarniając okulary przeciwsłoneczne z szafki i torbę z ciuchami skierowałem się
do wyjścia. Ubrałem lekkie buty i zabrałem kluczyki, po czym udałem się na
parking. Chwilę zastanawiałem się czy, nie pójść schodami, lecz dziś chyba
wystarczająco kalorii spaliłem.
Wsiadłem do windy i nacisnąłem guzik, dzięki któremu dostanę się na poziom „minus dwa”. Na moje szczęście sam dojechałem na najniższy parking, bez dziwnych rozmów czy spojrzeń sąsiadów. Ogólnie ani oni do nas ani my do nich nic nie mieliśmy, lecz wielki bilbord z Byou w roli głównej jednak rzucał się w oczy. Nie wątpię już od pewnego czasu, że nawet ta starsza pani, która w sumie nie wychodzi z mieszkania zbyt często, wiedziała, że jesteśmy członkami Screw. Sam ten fakt nie był najgorszy. Gorzej byłoby gdyby ludzie dowiedzieli się, że mieszkamy razem. Aż strach pomyśleć, co robiłyby te wszystkie pseudo-fanki.
Wsiadłem do swojego auta i pojechałem do pobliskiej pralni, gdzie oddałem rzeczy Byou do prania. Oczywiście, że pralkę mieliśmy w mieszkaniu. Lecz znając nasze zdolności w obsłudze urządzeń domowych oraz praniu ręcznym, większość delikatnych rzeczy i tak oddawaliśmy do pralni. Tak na wszelki wypadek.
Kolejnym celem mojej podróży był sklep, czyli pobliski hipermarket. Schowałem włosy pod kapelusz, który woziłem w samochodzie i ubrałem ciemne okulary, modląc się przy tym w duszy, aby nie poznała mnie jakaś fanka. Na szczęście jest majowy poniedziałek przed godziną piętnastą, więc większość jest jeszcze w szkołach. Bez problemu zrobiłem porządne zakupy. Nie zapominając o moim ulubionym piwie, lodach, chipsach i dwóch dużych kawałkach ulubionego ciasta wokalisty. Wpakowałem wszystko do bagażnika i wróciłem do mieszkania.
Otworzyłem drzwi kluczem i pchnąłem je dość mocno nogą tak, że uderzyły ścianę obok. Zmarszczyłem czoło i zaglądnąłem do środka, gdzie panowała cisza i spokój.
- Wróciłem. – Powiedziałem cicho nie chcąc zbudzić wokalisty, który zapewne nadal słodko spał (jeśli nie obudził się od uderzenia drzwi). Odłożyłem zakupy na szafkę, zdjąłem buty i poszedłem na górę. Uchyliłem drzwi do sypialni i spojrzałem przez szparę do środka.
- Śpioch jeden. – Uśmiechnąłem się do siebie, stwierdzając, że mój wokalista nadal smacznie śpi. – Wróciłem. – Powiedziałem raz jeszcze i wróciłem na dół.
Przebrałem się w wygodniejsze rzeczy, wypakowałem zakupy i zrobiłem nam jakąś kolację na później, po czym usiadłem przed telewizorem, oddając się jakiemuś pasjonującemu talk show z puszką piwa.
- Masz takie ciacho w sypialni i oglądasz to coś? - Usłyszałem po jakimś czasie tuż przy uchu, kiedy już przysypiałem.
- Chciałem, abyś się wyspał. – Ziewnąłem przeciągle i obróciłem głowę tak, aby na niego spojrzeć. – A może to moje ciacho by się jednak ubrało, a nie paradowało w samej bieliźnie? – Byou uśmiechnął się do mnie szeroko. Przeskoczył przez oparcie sofy, siadając koło mnie i przykrywając się kocem. Pokręciłem głową z uśmiechem i usadowiłem się wygodniej, przytulając do niego i kładąc mu głowę na ramieniu. Chłopak pocałował mnie we włosy i objął ramieniem, przyciągając bliżej siebie.
Wsiadłem do windy i nacisnąłem guzik, dzięki któremu dostanę się na poziom „minus dwa”. Na moje szczęście sam dojechałem na najniższy parking, bez dziwnych rozmów czy spojrzeń sąsiadów. Ogólnie ani oni do nas ani my do nich nic nie mieliśmy, lecz wielki bilbord z Byou w roli głównej jednak rzucał się w oczy. Nie wątpię już od pewnego czasu, że nawet ta starsza pani, która w sumie nie wychodzi z mieszkania zbyt często, wiedziała, że jesteśmy członkami Screw. Sam ten fakt nie był najgorszy. Gorzej byłoby gdyby ludzie dowiedzieli się, że mieszkamy razem. Aż strach pomyśleć, co robiłyby te wszystkie pseudo-fanki.
Wsiadłem do swojego auta i pojechałem do pobliskiej pralni, gdzie oddałem rzeczy Byou do prania. Oczywiście, że pralkę mieliśmy w mieszkaniu. Lecz znając nasze zdolności w obsłudze urządzeń domowych oraz praniu ręcznym, większość delikatnych rzeczy i tak oddawaliśmy do pralni. Tak na wszelki wypadek.
Kolejnym celem mojej podróży był sklep, czyli pobliski hipermarket. Schowałem włosy pod kapelusz, który woziłem w samochodzie i ubrałem ciemne okulary, modląc się przy tym w duszy, aby nie poznała mnie jakaś fanka. Na szczęście jest majowy poniedziałek przed godziną piętnastą, więc większość jest jeszcze w szkołach. Bez problemu zrobiłem porządne zakupy. Nie zapominając o moim ulubionym piwie, lodach, chipsach i dwóch dużych kawałkach ulubionego ciasta wokalisty. Wpakowałem wszystko do bagażnika i wróciłem do mieszkania.
Otworzyłem drzwi kluczem i pchnąłem je dość mocno nogą tak, że uderzyły ścianę obok. Zmarszczyłem czoło i zaglądnąłem do środka, gdzie panowała cisza i spokój.
- Wróciłem. – Powiedziałem cicho nie chcąc zbudzić wokalisty, który zapewne nadal słodko spał (jeśli nie obudził się od uderzenia drzwi). Odłożyłem zakupy na szafkę, zdjąłem buty i poszedłem na górę. Uchyliłem drzwi do sypialni i spojrzałem przez szparę do środka.
- Śpioch jeden. – Uśmiechnąłem się do siebie, stwierdzając, że mój wokalista nadal smacznie śpi. – Wróciłem. – Powiedziałem raz jeszcze i wróciłem na dół.
Przebrałem się w wygodniejsze rzeczy, wypakowałem zakupy i zrobiłem nam jakąś kolację na później, po czym usiadłem przed telewizorem, oddając się jakiemuś pasjonującemu talk show z puszką piwa.
- Masz takie ciacho w sypialni i oglądasz to coś? - Usłyszałem po jakimś czasie tuż przy uchu, kiedy już przysypiałem.
- Chciałem, abyś się wyspał. – Ziewnąłem przeciągle i obróciłem głowę tak, aby na niego spojrzeć. – A może to moje ciacho by się jednak ubrało, a nie paradowało w samej bieliźnie? – Byou uśmiechnął się do mnie szeroko. Przeskoczył przez oparcie sofy, siadając koło mnie i przykrywając się kocem. Pokręciłem głową z uśmiechem i usadowiłem się wygodniej, przytulając do niego i kładąc mu głowę na ramieniu. Chłopak pocałował mnie we włosy i objął ramieniem, przyciągając bliżej siebie.
- Czyli było tam fajnie?
- Tak. – Odpowiedział krótko.
- Wenę na nowe piosenki znalazłeś? – Spojrzałem na niego. Ostatnio Byou miał problemy z tekstami do naszych utworów, a ten wyjazd miał mu pomóc się wyciszyć i odkryć w sobie nowe pokłady weny.
- Kazu-chan… - Westchnął cicho. – Odkryłem tam, że mam ją cały czas pod nosem. Ma ciemne włosy, sporo kolczyków, lubi piwo i jest najokrutniejszym liderem na świecie!
- Bardziej niż Shun? (dop. aut. z DuelJewel, dziękuje mojej Katori-sensei za podpowiedź) – Spojrzałem na niego mrużąc przy tym oczy.
- O wiele! – Zachichotał cicho, ale po chwili dostał ode mnie w brzuch z łokcia. - Shun mnie nie bije. - Odwróciłem głowę w drugą stronę, udając, że się na niego obraziłem. - Ale i nie całuje tak dobrze jak mój najsłodszy lider.
- Wenę na nowe piosenki znalazłeś? – Spojrzałem na niego. Ostatnio Byou miał problemy z tekstami do naszych utworów, a ten wyjazd miał mu pomóc się wyciszyć i odkryć w sobie nowe pokłady weny.
- Kazu-chan… - Westchnął cicho. – Odkryłem tam, że mam ją cały czas pod nosem. Ma ciemne włosy, sporo kolczyków, lubi piwo i jest najokrutniejszym liderem na świecie!
- Bardziej niż Shun? (dop. aut. z DuelJewel, dziękuje mojej Katori-sensei za podpowiedź) – Spojrzałem na niego mrużąc przy tym oczy.
- O wiele! – Zachichotał cicho, ale po chwili dostał ode mnie w brzuch z łokcia. - Shun mnie nie bije. - Odwróciłem głowę w drugą stronę, udając, że się na niego obraziłem. - Ale i nie całuje tak dobrze jak mój najsłodszy lider.
- Skąd wiesz jak... - Odwróciłem
tylko na moment twarz w jego stronę, ponieważ nie lubiłem zadawać pytań nie
patrząc na kogoś. Ta krótka chwila pozwoliła wokaliście na uciszenie mnie
swoimi ustami.
- Nie muszę się z kimś całować, by
wiedzieć, że i tak ty robisz to lepiej.
- Nie podlizuj się teraz. I tak
śpisz na podłodze. – Rzuciłem oschle i uśmiechnąłem się do niego słodko.
- Jeszcze zobaczymy kotku. -
Powiedział kusząco Byou i oblizał perwersyjnie usta, przegryzając potem wargę. Przełknąłem
ślinę i spojrzałem w bok, aby uniknąć jego wzroku.
- Chcesz piwa? Czy coś do jedzenia?
- Zapytałem pierwsze, co pomyślałem i wstałem z kanapy.
- Oprócz ciebie? - Znów spojrzał na
mnie w ten sposób. - To rzeczywiście bym coś przekąsił.
- Tego... To ja zaraz przyniosę.
Poczekaj na mnie. - Prawie pobiegłem do kuchni, gdzie oddychając szybko
próbowałem się uspokoić. Ale nie dam mu się, nie zaciągnie mnie znów do łóżka i
będzie spał na tej podłodze. Zaśmiałem się cicho, po czym westchnąłem zrezygnowany.
Kogo ja oszukuje? Jesteśmy już parą jakieś 3 lata, a ja nadal reaguje na niego
jak wtedy, kiedy się poznaliśmy. Ale to chyba dobrze? Tylko, że on to potrafił
skrzętnie wykorzystać. Moją najgorsza słabość.
Wyciągnąłem z szafki ciastka, chipsy
oraz piwo i kanapki z lodówki. Przypiekłem je w opiekaczu i wróciłem do pokoju,
gdzie Byou bawił się pilotem.
- Przepraszam Kazuki. - Zaczął
spokojnie i spojrzał na mnie. - Wiem jak to na ciebie działa. Jak ja na ciebie
działam, kiedy tak robię. - Postawiłem wszystko na stoliku i przysunąłem go
bliżej kanapy. - Przecież wiem...
- Oj przymknij się już... -
Zaśmiałem się, siadając koło niego i od razu wtulając się w jego przyjemnie,
ciepłe ciało. - Kocham cię. – Pocałowałem go w nagie ramię - I tak byś długo na
tej podłodze nie pospał. Mam już dość pustego łóżka.
- Już cię więcej samego nie
zostawię. - Chłopak przytulił mnie mocno i pocałował w czoło.
- A co ja, dziecko jestem?
- Nie, ale Jin... - Byou urwał i
odwrócił głowę. - O! Tosty i chipsy. Wiesz, co lubię.
- Wiem, jakbyś zapomniał to jesteś
moim chłopakiem od paru lat, mieszkamy razem i zdążyłem już poznać twoje nawyki
i upodobanie. – Wydostałem się z jego uścisku i spojrzałem na niego
podejrzliwie. - Co Jin?
- Przesłyszałeś się kochanie. -
Machnął na mnie ręką i zaczął się zajadać kanapkami.
- Byou! – Chłopak przerwał jedzenie
i spojrzał na mnie, wzdychając ze zrezygnowaniem.
- No dobrze, dobrze. Tylko, choć
tutaj. – Uśmiechnął się do mnie zachęcająco i wyciągnął rękę. Wróciłem na
wcześniejsze miejsce i wsłuchałem się w opowiadanie wokalisty… - Więc widzisz
kochanie, dzwoniłem do ciebie, a ty nie odbierałeś. Martwiłem się okropnie.
- Przepraszam. To jakoś tak wyszło.
– Objąłem go rękami w pasie.
- Jin mi mówił. – Chłopak wziął swoje piwo i je otworzył, po czym upił łyk. – Opowiedział mi wszystko w poniedziałek. Akurat mogłem do ciebie zadzwonić, kiedy ktoś do mnie zadzwonił. Co miałem zrobić? Odebrałem. Jin powiedział mi, że byliście na bilardzie, na imprezie, ogólnie wszystko. Po czym stwierdził, że jak nie wrócę, to albo dasz się przelecieć pierwszej napotkanej osobie, albo siłą zaciągną cię do burdelu. – Chłopak zaśmiał się gorzko. – ŻE NIBY CO?! – Krzyknąłem mu prosto do ucha, prostując się.
- Ała…
- Przepraszam Byou. Ale no… Przecież ja nie… No rozumiesz? – Spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Wiem. – Zaśmiał się i przyciągnął mnie z powrotem do siebie. – Przecież to było na żarty. Prawda? – Spojrzał na mnie podnosząc jedną brew do góry.
- Może i tęskniłem, byłem nieznośny, ale oddawać się innym jeszcze nie chciałem. – Powiedziałem stanowczo, po czym się roześmiałem. – I co dalej mówił Jin?
- A więc nasz kochany perkusista jeszcze powiedział, że jesteś jak baba podczas okresu, że ich męczysz i tym podobne. W sumie to tyle. – Zaśmiał się cicho. – No i kazał mi jak najszybciej przyjechać. Więc wsiadłem w samochód i to zrobiłem. Na początku nie wiedziałem, czy dobrze robię, ale twój sms rozwiał wszelkie wątpliwości. Kazuki? Co ty robisz? – W czasie jego przemowy wstałem i zacząłem przeszukiwać kieszenie spodni, mrucząc pod nosem, że zabiję Jina. Kiedy nie znalazłem tego, czego aktualnie potrzebowałem poszedłem do łazienki gdzie zostawiłem moje rurki.
- Byou? Widziałeś mój telefon? – Wyjrzałem z pomieszczenie.
- Był u mnie w spodniach. A co?
- O cholera! – Trzy minuty zajęło mi ubranie się i wybiegnięcie z mieszkanie. Przecież oddałem je do prania!
Koniec.
- Jin mi mówił. – Chłopak wziął swoje piwo i je otworzył, po czym upił łyk. – Opowiedział mi wszystko w poniedziałek. Akurat mogłem do ciebie zadzwonić, kiedy ktoś do mnie zadzwonił. Co miałem zrobić? Odebrałem. Jin powiedział mi, że byliście na bilardzie, na imprezie, ogólnie wszystko. Po czym stwierdził, że jak nie wrócę, to albo dasz się przelecieć pierwszej napotkanej osobie, albo siłą zaciągną cię do burdelu. – Chłopak zaśmiał się gorzko. – ŻE NIBY CO?! – Krzyknąłem mu prosto do ucha, prostując się.
- Ała…
- Przepraszam Byou. Ale no… Przecież ja nie… No rozumiesz? – Spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Wiem. – Zaśmiał się i przyciągnął mnie z powrotem do siebie. – Przecież to było na żarty. Prawda? – Spojrzał na mnie podnosząc jedną brew do góry.
- Może i tęskniłem, byłem nieznośny, ale oddawać się innym jeszcze nie chciałem. – Powiedziałem stanowczo, po czym się roześmiałem. – I co dalej mówił Jin?
- A więc nasz kochany perkusista jeszcze powiedział, że jesteś jak baba podczas okresu, że ich męczysz i tym podobne. W sumie to tyle. – Zaśmiał się cicho. – No i kazał mi jak najszybciej przyjechać. Więc wsiadłem w samochód i to zrobiłem. Na początku nie wiedziałem, czy dobrze robię, ale twój sms rozwiał wszelkie wątpliwości. Kazuki? Co ty robisz? – W czasie jego przemowy wstałem i zacząłem przeszukiwać kieszenie spodni, mrucząc pod nosem, że zabiję Jina. Kiedy nie znalazłem tego, czego aktualnie potrzebowałem poszedłem do łazienki gdzie zostawiłem moje rurki.
- Byou? Widziałeś mój telefon? – Wyjrzałem z pomieszczenie.
- Był u mnie w spodniach. A co?
- O cholera! – Trzy minuty zajęło mi ubranie się i wybiegnięcie z mieszkanie. Przecież oddałem je do prania!
Koniec.
No i co ja mogę powiedzieć? NIE PODOBA MI SIĘ TO~! choć uważam że po 20 razie zmienienia sceny seksu jest na bardzo ładnie napisana ;3 ale to zależy od was~! No i oczywiście przepraszam, za wszelakie błędy... ja nie sprawdzałam tego po skończeniu pisania... po prostu nie mogę bo jak bym to zrobiłą to by ten yaoiec światłą dziennego nie zobaczył >.>
Oesu, boskie. *___*
OdpowiedzUsuńAwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww ;3 To było takie cudoooowne.. aż brakuje mi słów by to opisać..
OdpowiedzUsuńBardzo mi się to podobało. Miało humorystyczny wydźwięk, przyjemnie się czytało. Bardzo podobały mi się dialogi i ich przekomarzanie, jak prawdziwi faceci.
OdpowiedzUsuńHmm? :D Genialnie ci to wyszło, a hentai - cud, miód i orzechy. Pomysł fajny, tytuł również ciekawy, więc czego ty od tego chcesz? Jednak radziłabym ci przeczytać, to za jakieś dwa dni i posprawdzać literówki, bo jest ich naprawdę sporo. Ale to bardzo rozumiem. Kiedy człowiek pisze i czyta to kilkakrotnie to nawet nie widzi potem tych błędów. Ale jak go sobie za dwa, trzy dni przeczytasz, na pewno je znajdziesz.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej prac.
Pozdrawiam i życzę dużo weny, czasu i chęci.
Blackey.
ojezuuuu.. genialne ;333
OdpowiedzUsuńOhm,wreszcie jakiś fajny fick z tym pairingiem, no ale literówki... dużo literówek. No ale, chrzanić literówki, podobało mi się. Ja także życzę dużo weny :3
OdpowiedzUsuńOoo, napisałabym coś jeszcze, ale jak na razie nie wiem co. Jak mi się przypomni to wtedy coś może xD
btw. myślałam, że padnę czytając porównanie zachowania Kazu do laski z okresem XD
No.. kilka błędów jest, ale to nic. Scena seksu jest rzeczywiście ładnie napisana, choć krótka... Jestem niewyżyta! <3 Ale podobały mi się te opisy - były takie nieszablonowe; inne, niepowtarzające się w innych opowiadaniach ;]
OdpowiedzUsuńPoza tym, jak nie lubię zbytnio Screw, bo ich muzyka jest dla mnie za lekka, to to opowiadanie bardzo mi się podobało ;) I dobrze, że jest Kazik, bo ja go lubię! (w sensie Kazuki, ne?)
Twoje ficki są takie puchate, kawaii etc. (czyt. i pozostałe opisy, które można znaleźć w słowniku synonimów) i takie awwwww przede wszystkim! xD I to też takie jest ;D
btw. Dobrze, że wysłałaś mi ten link, bo mi się nic nie wyświetliło :/
Super :D
OdpowiedzUsuńZostałaś przeze mnie nominowana do nagordy "The Versatlie Blogger" himitsu-no-niwa.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak bardzo ja, w końcu mogę skomentować >.<
OdpowiedzUsuńTaak mi brakowało czegoś spod twojej ręki <3
I tak. bardzo ładnie to wszystko ujęłaś x3 pomysł również mi się spodobał.
Twoje opisy zawsze są tak pozytywnie inne i puchate.
hmm, hmm, hmm...o wiem, końcówka była najlepsza.
p.s. czytając twoje ff zaczynam bardziej przełamywać się na inne, mieszane pairingi ;)
Bu$ka i czekam na kolejne wpisy =***
Cudne!
OdpowiedzUsuńTo było takie.. mraśne xD Nie wiem, jak to inaczej podsumować. Gdy to czytałam, to zaczęłam się zastanawiać, czy Kazuki nie powinien przypadkiem kupić sobie testu ciążowego >.> W sumie to jestem ciekawa, czy jeśli Kazuki i Byou mieliby dziecko, to jak ono by wyglądało? ... Złe rozważania ><
OdpowiedzUsuńFajne opowiadanie, bardzo mi się podobało :D Idealny poprawiacz nastroju :3