CHOROBA
Tytuł: Choroba
Autor: Lilien
Para: Aoi x Uruha
Wiek: 9+ (potem 18+)
Gatunek tekstu: opowiadanie, dramat, momentami wyciskacz łez (no tak mi się
wydaje), yaoi
Ostrzeżenia: śmierć (niech was nie odstrasza); przygnębiające, ckliwe monologi
bohaterów; scena erotyczna; liczne błędy..
Od autora: pisane w narracji pierwszoosobowej; tekst podzielony na narracje z punktu widzenia Uruhy i Aoi’ego, lecz również pojawią się inne osoby (Reita, Ruki, Kai); tekst pisany kursywą to retrospekcja; jest to opowiadanie, które bardzo wiele przeszło, ale myślę, że się spodoba
Dedykacja: mojej koleżance z klasy, Oli, którą wzruszyły
wcześniejsze opowiadania; również dedykacja dla Setsune za liczne komentarze,
spamowanie na Twitterze i playback; dla さのい (Sanoi) za komentarz, po
którym chciało mi się dalej pisać; i oczywiście dla Aoi i Anety za trzymanie
mnie w ryzach
PROLOG
-
Dzień dobry.
-
Witam, niech pan siada.
-
A więc co z moimi wynikami?
-
Niestety, ma pan raka.
-
Co?! Ale... Ale to niemożliwe.
-
Bardzo mi przykro, takie są fakty.
-
Ile?...
ROZDZIAŁ 1
URUHA
Opierając
się czołem o zimną szybę, siedziałem w hotelowym pokoju na parapecie i
przyglądałem się widokowi zachodzącego słońca. Westchnąłem cicho na ten piękny
krajobraz i przekręciłem kolejna stronę w albumie ze zdjęciami, który leżał na
moich kolanach. Przebywałem tutaj już prawie miesiąc, a dokładniej od czasu
kiedy dowiedziałem się o swojej chorobie. Podczas wybierania wyników badan
kontrolnych, lekarz powiedział mi, ze mam nowotwór. Był to dla mnie bardzo duży
szok, ale pewnie jak dla każdego na moim miejscu. Na początku chciałem
powiedzieć o tym chłopakom, ale uznałem, że przecież może to zniszczyć nasz zespól.
A jednocześnie marzenie i pasje tak wielu osób. Dlatego postanowiłem uciec i
przyglądać się jak zdobywają szczyt sławy, ze szpitalnego łóżka.
Znów
przekręciłem stronę. Moja uwagę przykula fotografia, na której obejmowałem
radośnie Aoi'ego na jednym z koncertów. Po policzku spłynęła mi jedna, samotna
łza. Nie starłem jej. To właśnie po tym koncercie powiedziałem mu o swoich
uczuciach i dowiedziałem się, ze on całkowicie je odwzajemnia. Spełniły się
wtedy moje najskrytsze marzenia. Kochaliśmy się w malej garderobie, co
spowodowało, dość dużego siniaka na moim pośladku. Ale najważniejsze było, za
od tamtego momentu byliśmy razem.
Kolejne
zdjęcia, następne łzy. Żadnej nie starłem, przecież były to moje uczucia. Moja
rozpacz, tęsknota, żal, smutek i pogarda dla samego siebie. Wiedziałem przecież
jak bardzo musiałem zranić mojego Yuu. Chodź pewnie nie mam teraz prawa go tak
nazywać.
Zostawiając
mu tylko jedną kartkę z głupim napisem "przeprasza". A przecież to
jedno słowo potrafiło tyle znaczyć.
Nie
wiem czy mnie znienawidził, ale właściwie taką miałem nadzieje. Chciałem aby
pomyślał że go zdradziłem i porzuciłem, że znalazłem sobie kogoś innego,
lepszego od niego. Chociaż, wiedziałem że taka osoba nie istnieje. W taki
sposób o wiele szybciej się pozbiera, prawda? Zacznie nowe życie u boku kogoś
innego, zdrowego. Zastanawiałem się tylko, co on teraz robi, czy już zapomniał,
oraz czy mi wybaczył. Tylko czy on mi kiedykolwiek wybaczy. Myślałem również o
reszcie zespołu. O Reicie, Ruki’m, Kai’u, a nawet o naszym menadżerze, teraz
brakuje mi jego pobudek. Od miesiąca nie włączyłem telewizora, radia ani
telefonu. Zrobię to jak zapomną, jak ja zapomnę.
Kolejnej
strony już nie otworzyłem. Wiedziałem, ze nie dam rady. Położyłem się i
zasnąłem na łóżku plącząc i tuląc do siebie zdjęcie ukochanego. Przecież tylko
tyle mi zostało. Parę zdjęć, gitara i wspomnienia.
-
Aoi, ja nigdy nieprzestane cię kochać.
AOI
-
Kouyou, czemu?!
Siedziałem
na kanapie w swoim salonie. W jednej ręce trzymałem kolejną butelkę piwa a w
drugiej małą karteczkę na której było napisane jedno, ale tak bolesne słowo,
"przepraszam". Znalazłem ją miesiąc temu, leżała na moim łóżku. Kiedy
ja przeczytałem, tysiąc myśli przeleciało mi po głowie, przecież było to pismo
Uru. Z jednej strony bylem wściekły. Zostawił mnie i jeszcze przeprasza w tak
dziecinny sposób. Powinien przyjść i powiedzieć mi to prosto w twarz, zniósłbym
to lepiej. Lecz z drugiej coś mi nie pasowało. On przecież taki nie był, nie
zostawiłby wszystkiego i zniknął bez śladu. No dodatku, ja nie potrafiłem go
znienawidzić.
Pierwsze
co wtedy zrobiłem to wykręciłem jego numer telefony. Włączyła się poczta
głosowa. Wziąłem zapasowe klucz do jego mieszkania i wyszedłem z domu. Kiedy
otworzyłem drzwi, zauważyłem nienaturalny porządek, pomimo wszystkich rzeczy
panowała tam jakby pustaka. Czegoś brakowało, albo raczej kogoś. Wszystko
leżało na swoim miejscu, niebyło jedynie ubrań, kosmetyków i gitary
akustycznej. Tej którą mu kiedyś kupiłem.
- Yuu, jesteś? – Zbiegłem szybko po schodach słysząc jego głos. Uruha stal
w przedpokoju i ściągał właśnie kurtkę.
- Witam. - Uśmiechnąłem się do niego i pocałowałem delikatnie w policzek. -
Co chcesz?
- Ciebie. – Stwierdził krótko z tym swoim kuszącym uśmiechem, a ja
roześmiałem się i gestem zaprosiłem do salonu. Dołączyłem do niego po chwili
niosąc tackę z dwoma kubkami herbaty i jakimiś ciastkami. Usiadłem na kanapie
obok niego.
- To drugie musi poczekać. - Tym razem to Kouyou się zaśmiał i wtulił w
moje ramie.
Byliśmy ze sobą już ponad dwa miesiące, a ten chłopak zmienił całe moje
życie. Nawet miał już u mnie swój własny kubek. Delikatnie pocałowałem go w
czoło.
- Kocham cię. - Uruha zachichotał na
moje wyznanie I wtulił się jeszcze mocniej, a ja objąłem go jeszcze ramieniem.
- Ja ciebie tez. - Siedzieliśmy tak jeszcze dłuższą chwile, oglądając
jakieś filmy, które leciały aktualnie w telewizji. Nagle wstałem i ruszyłem po
schodach do swojej sypialni. Zdezorientowany Kouyou nadal siedział na kanapie,
ale po chwili uwiesił się na moim ramieniu i poszedł za mną. Kiedy byliśmy już
w pokoju delikatnie pchnąłem go na łóżko a sam zniknąłem w garderobie. Wróciłem
po chwili niosąc jakiś pakunek.
- Yuu co to jest? - Zainteresował się chłopak i momentalnie podniósł do
siadu, przyglądając się mi z lekko przechyloną głową. Wyglądał wtedy tak słodko
- Prezent. - Uśmiechnąłem się delikatnie. - Dla ciebie. - Położyłem go na łóżko obok chłopaka a ten od razu go rozpakował.
- Gitara? Ale po co? - Westchnąłem teatralnie i spojrzałem w jego piękne
oczy. - Pamiętałeś! - Wstał i mocno mnie przytulił, a właściwie, rzucił się na
mnie, przez co o mało się nie wywróciłem. – Yuu-chan, nie musiałeś.
- Ale ci obiecałem. – Delikatnie pocałowałem go w lekko rozchylone usta.
Resztę wieczoru spędziliśmy na
wspólnym graniu i śmianiu się. A gitara ode mnie była jego ulubiona.
Miałem
cichą nadzieje ze jednak, nadal coś dla niego znaczę. Że nie byłem tylko
przelotnym romansem lub zwykłym zauroczeniem.
Do
domu wróciłem na piechotę, chciałem wszystko dokładnie przemyśleć. A deszcz
który padał zamaskował moje łzy. Następnego dnia się rozchorowałem się, przez
co nie poszedłem na próbę.
- Halo? Kai?
- I jak się czujesz?
- Już lepiej. Gorączka mi spadła.
- Wracaj szybko do zdrowia. Czekamy na ciebie.
- Kai, był dzisiaj Kouyou?
- Nie. Myślałem ze jest u ciebie. A coś się stało?
- On zniknął.
Pojawili
się u mnie niecałą godzinę później, każdy patrzył na mnie z niedowierzaniem.
Opowiedziałem im wszystko dokładnie i pokazałem kartkę. Później, okazało się ze
każdy z nich dostał od niego krótki list, „przepraszam, odchodzę". Od tego
momentu nikt go więcej nie widział. Oczywiście, szukaliśmy wszędzie, a nawet
powiadomiliśmy policje i rodzinę. Nawet jego matka nie miała od niego żadnych
wiadomości od miesiąca. I nadal nikt nie wiem co się z nim stało oraz gdzie
aktualnie jest.
Może
wyjechał do innego miasta albo nawet i kraju. Nie potrafiliśmy grać bez niego,
więc Kai zawiesił zespól na czas nieokreślony. Zastanawiałem się tylko czy
Kouyou wie o tym. W tym czasie mieliśmy się zastanowić czy rozwiązujemy The
GazettE na stałe, czy szukamy nowego gitarzysty. Ale ja nie potrafiłbym grać
bez mojego Uru.
Od
tygodni dość porządnie nadużywam alkoholu i przynajmniej cztery razy w tygodniu
zalewam się w trupa. To chodź na chwile pomaga mi zapomnieć. Ale jeśli jestem
chodź trochę trzeźwy to idę do jego mieszkania i plącze jak dziecko
zastanawiając się w czym tamten chłopak, albo dziewczyna, mógł być lepszy ode
mnie.
URUHA
Obudziłem się nad ranem, głośno krzycząc twoje imię.
-Aoi, czy to na pewno był tylko sen? – Wystraszyłem się niemiłosiernie,
bo co bym zrobił jeśli byłaby to prawda. Przecież moje życie bez ciebie
nie miało sensu. Fakt, to ja ciebie opuściłem, zostawiłem, to ja cię porzuciłem.
Ale stracić cię w ten sposób a stracić tak naprawdę to przecież całkiem co
innego. Nie potrafiłbym bez ciebie żyć.
Śniłem ze starą żyletką podciąłeś sobie żyły w mojej
łazience. Czemu akurat tam? Nie wiem. Ale umarłeś samotnie z mojego powodu,
gorączkowo szepcząc przy tym moje imię. Chciałem cię ratować, ale nie mogłem. Potrafiłem
tylko stać i obserwować, jakbyś był zwykłym eksponatem za szklaną szybą.
Chodź teraz doskonale wiedziałem, ze to był tylko i wyłącznie
sen, ja nie potrafiłem się nie zadręczać. Bo jeśli to była jednak prawda?
Próbowałem odgonić te myśli, ale nie mogłem. Wciąż widziałem jak wykrwawiasz
się na śmierć przed moimi oczami. Podniosłem hotelowy telefon i zadzwoniłem do
recepcji.
- Dzień dobry. Chciałbym się dowiedzieć czy coś się stało
tej nocy? – Recepcjonistka powiedziała mi wszystko i obiecała informować mnie
jeśli któremuś z członków zespołu stałaby się krzywda. Mimo tego że teraz wiedziałem,
że tobie na pewno nic nie jest, to i tak już nie usnąłem. Usiadłem w kącie
pokoju i zacząłem cicho łkać jak małe dziecko oraz tak cicho szeptać twoje imię.
Jakbyś umarł ja zrobiłbym
to samo, podciął sobie żyły, strzelił albo porostu zasnął bo przedawkowaniu
tabletek. Może w następnym życiu byłoby nam łatwiej. Może wtedy bylibyśmy
razem.
- Yuu, ty nie możesz umrzeć, rozumiesz. Zbyt bardzo cię
kocham abym mógł żyć bez ciebie.
AOI
Siedziałem w swojej łazience a w ręce trzymałem żyletkę. Przecież
to byłoby takie proste i takie. Parę dobrych ciąć i już po problemie, zero
smutku, cierpienia i łez. Nie miałbym wyrzutów sumienia, które mnie teraz
dręczą, chodź nic złego nie zrobiłem. Nie cierpiałbym z powodu miłości, która
tak podle się mną bawiła, by później rzucić gdzieś w kat.
Ale ja po prostu nie potrafiłem tego zrobić. Nie umiałem
jej po prostu zbliżyć do nadgarstka i pociągnąć. Może i był to strach przed śmiercią,
a jednocześnie chęć do życia. Albo najnormalniej w świecie nie potrafiłem zostawić
przyjaciół, rodziny, a nawet fanów. Nie chciałem aby cierpieli tak jak ja z twojego
powodu Uru. Siedziałem na zimnych kafelkach i tępym wzrokiem wpatrywałem się w
tą zwykłą, metalową żyletkę. Gdy bylem już jednak bliski przełamania się, usłyszałem
twój przerażony głos. Jakbyś był tu, w tej chwili i próbował mnie powstrzymać. Najpierw
tylko krzyczałeś moje imię, ale później tak cicho je szeptałeś jakbyś płakał,
zapewniając mnie przy tym o swoje miłości. Ale przecież ty mnie już nie
kochałeś Kouyou.
Może były to urojenia pijaka? Ale ja tego nie wiem. Jestem
tylko pewien, ze dzięki temu nie potrafiłem się zabić. A ja przecież już nie
żyje. Bo jaki to wszystko ma sens jeśli ciebie niema obok mnie.
- Kouyou… Do cholera. Ja wciąż cię kocham!C.D.N. <3
Lillien zniszczyłas mi psychikę... Siedzę i wyje bo napisałas że Uruha umiera :,( czytam dalej i czekam na cud
OdpowiedzUsuńSuper<3
OdpowiedzUsuńUf... Dobrze, że nie Ruki...!