Blog yaoi, czyli o miłości męsko-męskiej. Osoby nietolerancyjne nie powinny tu niczego czytać.

★☆★

Nowa notka po 15 komentarzach lub jak minie moje lenistwo.

czwartek, 6 września 2012

Rozdział 1 [AoixUruha] "Choroba"

CHOROBA


Tytuł: Choroba
Autor: Lilien
Para: Aoi x Uruha
Wiek: 9+  (potem 18+)
Gatunek tekstu: opowiadanie, dramat, momentami wyciskacz łez (no tak mi się wydaje), yaoi
Ostrzeżenia: śmierć (niech was nie odstrasza); przygnębiające, ckliwe monologi bohaterów; scena erotyczna; liczne błędy..

Od autora: pisane w narracji pierwszoosobowej; tekst podzielony na narracje z punktu widzenia Uruhy i Aoi’ego, lecz również pojawią się inne osoby (Reita, Ruki, Kai); tekst pisany kursywą to retrospekcja; jest to opowiadanie, które bardzo wiele przeszło, ale myślę, że się spodoba
Dedykacja: mojej koleżance z klasy, Oli, którą wzruszyły wcześniejsze opowiadania; również dedykacja dla Setsune za liczne komentarze, spamowanie na Twitterze i playback; dla さのい (Sanoi) za komentarz, po którym chciało mi się dalej pisać; i oczywiście dla Aoi i Anety za trzymanie mnie w ryzach

PROLOG


- Dzień dobry.
- Witam, niech pan siada.
- A więc co z moimi wynikami?
- Niestety, ma pan raka.
- Co?! Ale... Ale to niemożliwe.
- Bardzo mi przykro, takie są fakty.
- Ile?...

ROZDZIAŁ 1


URUHA

Opierając się czołem o zimną szybę, siedziałem w hotelowym pokoju na parapecie i przyglądałem się widokowi zachodzącego słońca. Westchnąłem cicho na ten piękny krajobraz i przekręciłem kolejna stronę w albumie ze zdjęciami, który leżał na moich kolanach. Przebywałem tutaj już prawie miesiąc, a dokładniej od czasu kiedy dowiedziałem się o swojej chorobie. Podczas wybierania wyników badan kontrolnych, lekarz powiedział mi, ze mam nowotwór. Był to dla mnie bardzo duży szok, ale pewnie jak dla każdego na moim miejscu. Na początku chciałem powiedzieć o tym chłopakom, ale uznałem, że przecież może to zniszczyć nasz zespól. A jednocześnie marzenie i pasje tak wielu osób. Dlatego postanowiłem uciec i przyglądać się jak zdobywają szczyt sławy, ze szpitalnego łóżka.
Znów przekręciłem stronę. Moja uwagę przykula fotografia, na której obejmowałem radośnie Aoi'ego na jednym z koncertów. Po policzku spłynęła mi jedna, samotna łza. Nie starłem jej. To właśnie po tym koncercie powiedziałem mu o swoich uczuciach i dowiedziałem się, ze on całkowicie je odwzajemnia. Spełniły się wtedy moje najskrytsze marzenia. Kochaliśmy się w malej garderobie, co spowodowało, dość dużego siniaka na moim pośladku. Ale najważniejsze było, za od tamtego momentu byliśmy razem.
Kolejne zdjęcia, następne łzy. Żadnej nie starłem, przecież były to moje uczucia. Moja rozpacz, tęsknota, żal, smutek i pogarda dla samego siebie. Wiedziałem przecież jak bardzo musiałem zranić mojego Yuu. Chodź pewnie nie mam teraz prawa go tak nazywać.
Zostawiając mu tylko jedną kartkę z głupim napisem "przeprasza". A przecież to jedno słowo potrafiło tyle znaczyć.
Nie wiem czy mnie znienawidził, ale właściwie taką miałem nadzieje. Chciałem aby pomyślał że go zdradziłem i porzuciłem, że znalazłem sobie kogoś innego, lepszego od niego. Chociaż, wiedziałem że taka osoba nie istnieje. W taki sposób o wiele szybciej się pozbiera, prawda? Zacznie nowe życie u boku kogoś innego, zdrowego. Zastanawiałem się tylko, co on teraz robi, czy już zapomniał, oraz czy mi wybaczył. Tylko czy on mi kiedykolwiek wybaczy. Myślałem również o reszcie zespołu. O Reicie, Ruki’m, Kai’u, a nawet o naszym menadżerze, teraz brakuje mi jego pobudek. Od miesiąca nie włączyłem telewizora, radia ani telefonu. Zrobię to jak zapomną, jak ja zapomnę.
Kolejnej strony już nie otworzyłem. Wiedziałem, ze nie dam rady. Położyłem się i zasnąłem na łóżku plącząc i tuląc do siebie zdjęcie ukochanego. Przecież tylko tyle mi zostało. Parę zdjęć, gitara i wspomnienia.
- Aoi, ja nigdy nieprzestane cię kochać.

AOI

- Kouyou, czemu?!
Siedziałem na kanapie w swoim salonie. W jednej ręce trzymałem kolejną butelkę piwa a w drugiej małą karteczkę na której było napisane jedno, ale tak bolesne słowo, "przepraszam". Znalazłem ją miesiąc temu, leżała na moim łóżku. Kiedy ja przeczytałem, tysiąc myśli przeleciało mi po głowie, przecież było to pismo Uru. Z jednej strony bylem wściekły. Zostawił mnie i jeszcze przeprasza w tak dziecinny sposób. Powinien przyjść i powiedzieć mi to prosto w twarz, zniósłbym to lepiej. Lecz z drugiej coś mi nie pasowało. On przecież taki nie był, nie zostawiłby wszystkiego i zniknął bez śladu. No dodatku, ja nie potrafiłem go znienawidzić.
Pierwsze co wtedy zrobiłem to wykręciłem jego numer telefony. Włączyła się poczta głosowa. Wziąłem zapasowe klucz do jego mieszkania i wyszedłem z domu. Kiedy otworzyłem drzwi, zauważyłem nienaturalny porządek, pomimo wszystkich rzeczy panowała tam jakby pustaka. Czegoś brakowało, albo raczej kogoś. Wszystko leżało na swoim miejscu, niebyło jedynie ubrań, kosmetyków i gitary akustycznej. Tej którą mu kiedyś kupiłem.

- Yuu, jesteś? – Zbiegłem szybko po schodach słysząc jego głos. Uruha stal w przedpokoju i ściągał właśnie kurtkę.
- Witam. - Uśmiechnąłem się do niego i pocałowałem delikatnie w policzek. - Co chcesz?
- Ciebie. – Stwierdził krótko z tym swoim kuszącym uśmiechem, a ja roześmiałem się i gestem zaprosiłem do salonu. Dołączyłem do niego po chwili niosąc tackę z dwoma kubkami herbaty i jakimiś ciastkami. Usiadłem na kanapie obok niego.
- To drugie musi poczekać. - Tym razem to Kouyou się zaśmiał i wtulił w moje ramie.
Byliśmy ze sobą już ponad dwa miesiące, a ten chłopak zmienił całe moje życie. Nawet miał już u mnie swój własny kubek. Delikatnie pocałowałem go w czoło.
- Kocham cię. -  Uruha zachichotał na moje wyznanie I wtulił się jeszcze mocniej, a ja objąłem go jeszcze ramieniem.
- Ja ciebie tez. - Siedzieliśmy tak jeszcze dłuższą chwile, oglądając jakieś filmy, które leciały aktualnie w telewizji. Nagle wstałem i ruszyłem po schodach do swojej sypialni. Zdezorientowany Kouyou nadal siedział na kanapie, ale po chwili uwiesił się na moim ramieniu i poszedł za mną. Kiedy byliśmy już w pokoju delikatnie pchnąłem go na łóżko a sam zniknąłem w garderobie. Wróciłem po chwili niosąc jakiś pakunek.
- Yuu co to jest? - Zainteresował się chłopak i momentalnie podniósł do siadu, przyglądając się mi z lekko przechyloną głową. Wyglądał wtedy tak słodko
- Prezent. - Uśmiechnąłem się delikatnie. - Dla ciebie. - Położyłem go na łóżko obok chłopaka a ten od razu go rozpakował.
- Gitara? Ale po co? - Westchnąłem teatralnie i spojrzałem w jego piękne oczy. - Pamiętałeś! - Wstał i mocno mnie przytulił, a właściwie, rzucił się na mnie, przez co o mało się nie wywróciłem. – Yuu-chan, nie musiałeś.
- Ale ci obiecałem. – Delikatnie pocałowałem go w lekko rozchylone usta.
 Resztę wieczoru spędziliśmy na wspólnym graniu i śmianiu się. A gitara ode mnie była jego ulubiona.

Miałem cichą nadzieje ze jednak, nadal coś dla niego znaczę. Że nie byłem tylko przelotnym romansem lub zwykłym zauroczeniem.
Do domu wróciłem na piechotę, chciałem wszystko dokładnie przemyśleć. A deszcz który padał zamaskował moje łzy. Następnego dnia się rozchorowałem się, przez co nie poszedłem na próbę.

- Halo? Kai?
- I jak się czujesz?
- Już lepiej. Gorączka mi spadła.
- Wracaj szybko do zdrowia. Czekamy na ciebie.
- Kai, był dzisiaj Kouyou?
- Nie. Myślałem ze jest u ciebie. A coś się stało?
- On zniknął.

Pojawili się u mnie niecałą godzinę później, każdy patrzył na mnie z niedowierzaniem. Opowiedziałem im wszystko dokładnie i pokazałem kartkę. Później, okazało się ze każdy z nich dostał od niego krótki list, „przepraszam, odchodzę". Od tego momentu nikt go więcej nie widział. Oczywiście, szukaliśmy wszędzie, a nawet powiadomiliśmy policje i rodzinę. Nawet jego matka nie miała od niego żadnych wiadomości od miesiąca. I nadal nikt nie wiem co się z nim stało oraz gdzie aktualnie jest.
Może wyjechał do innego miasta albo nawet i kraju. Nie potrafiliśmy grać bez niego, więc Kai zawiesił zespól na czas nieokreślony. Zastanawiałem się tylko czy Kouyou wie o tym. W tym czasie mieliśmy się zastanowić czy rozwiązujemy The GazettE na stałe, czy szukamy nowego gitarzysty. Ale ja nie potrafiłbym grać bez mojego Uru.
Od tygodni dość porządnie nadużywam alkoholu i przynajmniej cztery razy w tygodniu zalewam się w trupa. To chodź na chwile pomaga mi zapomnieć. Ale jeśli jestem chodź trochę trzeźwy to idę do jego mieszkania i plącze jak dziecko zastanawiając się w czym tamten chłopak, albo dziewczyna, mógł być lepszy ode mnie.

URUHA

Obudziłem się nad ranem, głośno krzycząc twoje imię.
-Aoi, czy to na pewno był tylko sen? – Wystraszyłem się niemiłosiernie, bo co bym zrobił jeśli byłaby to prawda. Przecież moje życie bez ciebie nie miało sensu. Fakt, to ja ciebie opuściłem, zostawiłem, to ja cię porzuciłem. Ale stracić cię w ten sposób a stracić tak naprawdę to przecież całkiem co innego. Nie potrafiłbym bez ciebie żyć.
Śniłem ze starą żyletką podciąłeś sobie żyły w mojej łazience. Czemu akurat tam? Nie wiem. Ale umarłeś samotnie z mojego powodu, gorączkowo szepcząc przy tym moje imię. Chciałem cię ratować, ale nie mogłem. Potrafiłem tylko stać i obserwować, jakbyś był zwykłym eksponatem za szklaną szybą.
Chodź teraz doskonale wiedziałem, ze to był tylko i wyłącznie sen, ja nie potrafiłem się nie zadręczać. Bo jeśli to była jednak prawda? Próbowałem odgonić te myśli, ale nie mogłem. Wciąż widziałem jak wykrwawiasz się na śmierć przed moimi oczami. Podniosłem hotelowy telefon i zadzwoniłem do recepcji.
- Dzień dobry. Chciałbym się dowiedzieć czy coś się stało tej nocy? – Recepcjonistka powiedziała mi wszystko i obiecała informować mnie jeśli któremuś z członków zespołu stałaby się krzywda. Mimo tego że teraz wiedziałem, że tobie na pewno nic nie jest, to i tak już nie usnąłem. Usiadłem w kącie pokoju i zacząłem cicho łkać jak małe dziecko oraz tak cicho szeptać twoje imię.
 Jakbyś umarł ja zrobiłbym to samo, podciął sobie żyły, strzelił albo porostu zasnął bo przedawkowaniu tabletek. Może w następnym życiu byłoby nam łatwiej. Może wtedy bylibyśmy razem.
- Yuu, ty nie możesz umrzeć, rozumiesz. Zbyt bardzo cię kocham abym mógł żyć bez ciebie.

AOI

Siedziałem w swojej łazience a w ręce trzymałem żyletkę. Przecież to byłoby takie proste i takie. Parę dobrych ciąć i już po problemie, zero smutku, cierpienia i łez. Nie miałbym wyrzutów sumienia, które mnie teraz dręczą, chodź nic złego nie zrobiłem. Nie cierpiałbym z powodu miłości, która tak podle się mną bawiła, by później rzucić gdzieś w kat.
Ale ja po prostu nie potrafiłem tego zrobić. Nie umiałem jej po prostu zbliżyć do nadgarstka i pociągnąć. Może i był to strach przed śmiercią, a jednocześnie chęć do życia. Albo najnormalniej w świecie nie potrafiłem zostawić przyjaciół, rodziny, a nawet fanów. Nie chciałem aby cierpieli tak jak ja z twojego powodu Uru. Siedziałem na zimnych kafelkach i tępym wzrokiem wpatrywałem się w tą zwykłą, metalową żyletkę. Gdy bylem już jednak bliski przełamania się, usłyszałem twój przerażony głos. Jakbyś był tu, w tej chwili i próbował mnie powstrzymać. Najpierw tylko krzyczałeś moje imię, ale później tak cicho je szeptałeś jakbyś płakał, zapewniając mnie przy tym o swoje miłości. Ale przecież ty mnie już nie kochałeś Kouyou.
Może były to urojenia pijaka? Ale ja tego nie wiem. Jestem tylko pewien, ze dzięki temu nie potrafiłem się zabić. A ja przecież już nie żyje. Bo jaki to wszystko ma sens jeśli ciebie niema obok mnie.
- Kouyou… Do cholera. Ja wciąż cię kocham!

C.D.N.  <3

2 komentarze:

  1. Lillien zniszczyłas mi psychikę... Siedzę i wyje bo napisałas że Uruha umiera :,( czytam dalej i czekam na cud

    OdpowiedzUsuń
  2. Super<3
    Uf... Dobrze, że nie Ruki...!

    OdpowiedzUsuń

magazyn Asia on Wave