ROZDZIAŁ 4
URUHA
Każdy kolejny dzień wyglądał dla
mnie tak samo. Jeden i ten sam do bólu nudny schemat. Wstać, zjeść śniadanie,
pograć na gitarze, zjeść obiad, znów grać, pójść na kolacje i położyć się spać.
- A co bym robił gdybym był
zdrowy? – Po moich policzkach znów popłynęły łzy.
AOI
Stałem na balkonie paląc pomału
papierosa, gdy nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Wyjąłem urządzenie z
kieszeni i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo.
- Yuu? – Usłyszałem w telefonie dość
dobrze znany mi dziewczęcy głos.
- Yachiru. – Odpowiedziałem
entuzjastycznie, a przynajmniej spróbowałem. – Jak dawno cię nie widziałem?
- Ja ciebie też. – Zaśmiała się. –
Wiesz, byłam u ciebie ostatnio.
- Też tak myślę. A co tam u ciebie
słychać? – Przełknąłem śnię i wszedłem z powrotem do mieszkania.
- Wszystko w jak największym
porządku. – Skłamałem.
- Shiroyama Yuu. – Usiadłem ciężko
na kanapie i westchnąłem cicho. Yachiru umiała odgadnąć nastrój osoby, na którą
spojrzała. Nie myślałem, że przez telefon też to potrafiła.
- Ja.. Ty… - Po moich policzkach
zaczęły płynąć łzy. – Ja już nie mam siły by żyć. – Usłyszałem ciche
westchnięcie.
- Musze kończyć, ale… - Urwała na
chwile. – Jutro widzimy się na obiedzie o godzinie 13 w hotelu „Paradis”, na
obrzeżach Tokio.
- Ja… - Dziewczyna rozłączyła się
pozostawiając mnie z mętlikiem w głowie. – Może to zdoła mi pomóc.
Następnego dnia już nie
podzielałem tego entuzjazmu, niestety wiedziałem, że ona nie da za wygraną.
Ubrałem się, uczesałem i wyszedłem z mieszkania. Dojechanie do tego hotelu
zajęło mi około gadzinę, ponieważ znajdował się od naprawdę daleko od centrum.
Kiedy tam wszedłem wpadłem na jakiegoś mężczyznę.
- Przepraszam. – Odpowiedziałem
cicho i podszedłem do wolnego stolika.
Uruha
Wstałem z łóżka około godziny 12 i
postanowiłem od razu pójść na obiad do restauracji. Po odpowiednim umalowaniu i
uczesaniu, czyli założeniu czarnej peruki zszedłem na dół, gdzie zająłem
miejsce przy swoim ulubionym stoliku. Po chwili podeszła do mnie kelnerka.
- To, co zwykle poproszę. –
Dziewczyna skłoniła się lekki i odeszła. Po chwili wróciła przynosząc mi
gazetę. Właśnie miałem ją otworzyć, gdy mój wzrok przykuł czarnowłosy
mężczyzna.
- Yuu-chan. – Wyszeptałem i dalej
mu się przyglądałem z ukrycia, jakim była gazeta. Już po chwili czułem jak łzy
pomału spływają po moich policzkach. – Dlaczego musiałeś tutaj przyjść?
Aoi
Siedziałem przy stoliku czekając
na dziewczynę, która oczywiście przyszła spóźniona.
- Spóźniłaś się Yachiru. - Wstałem
z miejsca i mocno ja przytuliłem.
- Korki były, a do tego nie znam
tego miasta. - Zaśmiała się i usiadła naprzeciwko mnie. - A wiec mów, co ci
dolega.
- Yachiru, to... - Zacząłem
spuszczając wzrok.
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- Jestem gejem. - Po tych słowach
nie podniosłem wzroku, aby na nią spojrzeć. Nie potrafiłem. Po chwili poczułem
na ramieniu czyjaś dłoń.
- Ja wiem, ze to nie to ci
doskwiera. - Popatrzyłem prosto w jej duże, czekoladowe oczy.
- Ale...
- Jesteśmy przyjaciółmi. -
Uśmiechnęła się do mnie czule.
- Ponad dwa lata temu spotkałem
tego jedynego, którego kochałem za... - Po moim policzku spłynęła samotna łza. –
Po prostu za wszystko.
- Yuu...
- Kouyou był dla mnie wszystkim.
Przyjacielem, kochankiem, uzależnieniem, pocieszeniem. On jest dla mnie niczym
powietrze. - Przytuliła mnie mocno a ja po prostu się rozpłakałem się w jej
ramionach jak dziecko. - Ale jego już niema.
- Czy on... - Zaczęła, ale szybko
jej przerwałem. Nawet nie chciałem dopuszczać tej myśli do siebie. On na pewno
żył.
- Zostawił mnie, przyjaciół, zespół.
Odszedł i pozostawił jedynie kartkę z głupim napisem "przepraszam". A
przecież tyle nie starczy.
- Nie przejmuj się. Ona nie jest
tego wart. – Dziewczyna próbowała mnie pocieszyć, delikatnie głaszcząc przy tym
po dłoni.
- Nie mów tak. - Prawie krzyknąłem
oburzony. Jak ona mogła powiedzieć cos takiego o moim ukochanym? On był wart
mojej uwagi, łez, miłości. Tylko on był tego wart, nikt więcej. - On... Ja bez
niego umieram Yachiru. - Po moich policzkach znów spływały łzy. – Jak odszedł
to zabrał moje serce razem ze sobą.
- Spokojnie. - Uśmiechnęła się przyjaźnie
i podała chusteczkę. - Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży. Obiecuje ci to.
- Chciałbym w to wierzyć Yachiru,
ale on nie wróci do mnie.
- A skąd ty to wiesz? - Poklepała
mnie po ramieniu. - Może zrozumie, ze głupio zrobił zostawiając cię?
- Ale Yachiru, ja nie wiem czy bym
tego chciał.
W tej chwili podeszła do nas młoda
kelnerka.
- Czego państwo sobie życzą? - Uśmiechnęła
się życzliwie.
- Dwie miski ramenu poproszę i
sake. - Kelnerka ukłoniła się lekko i odeszła od nas.
- Ale kochasz go nadal, prawda?
- Tak. - Westchnąłem cicho. - I nie
wiem czy kiedykolwiek przestane.
URUHA
Siedziałem na swoim miejscu dokładnie
przyglądając się parze. Yuu siedział do mnie tyłem i co chwile był obejmowany
przez dziewczynę. Głaskała go po głowie, policzku, ręce, a robiła to z taka czułością,
delikatnością.
- Cieszę się ze ci się układa,
ale... - Starłem wierzchem dłoni łzy z mojego policzka. - Ale to boli. - W tej
chwili dziewczyna delikatnie pocałowała go w policzek. Yuu wydawał się mi taki szczęśliwy,
ale w tej samej chwili pękło mi serce.
- Przepraszam. Zrozumiałem teraz,
że bez ciebie moje życie niema sensu.
Szybko zjadłem swój posiłek, po
czym wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę windy, przechodząc przy okazji koło
stolika chłopaka i lekko go potrącając. Wystarczyło jedno spojrzenie, długie i głębokie,
aby do moich oczu napłynęły łzy.
- Przepraszam. - Szepnąłem cicho i
jeszcze raz na niego popatrzyłem. Był blady, chudy i jakby smutny. Poczułem jak
zaczyna lustrować mnie wzrokiem i szybko ruszyłem w stronę windy.
- Yuu... - Po moich policzkach zaczęły
płynąć łzy. Kiedy winda zatrzymała się na siódmym piętrze szybko ruszyłem do
swojego pokoju pod numerem 74b. Wbiegłem do niego i nie zamykając nawet za sobą
drzwi osunąłem się po ścianie na podłogę. Znów płakałem.
AOI
- Yachiru, co ty właściwie robisz?
– Popatrzyłem na dziewczynę nieźle zdziwiony jej zachowaniem, ona tylko
uśmiechała się szeroko.
- Całuje cię w policzek.
- Poczułem to. – Zaśmiałem się
cicho. – Ale pytam się: po co?
- Po prostu coś mi się
przypomniało. – Spojrzałem na nią unosząc lekko jedną brew w geście pytający. –
Kiedyś zawsze mi tak robiłeś.
- Nie pamiętam. – Westchnąłem
cicho. Naprawdę nie rozumiałem, o co jej chodzi.
- Oj ty sklerotyku jeden. – Dziewczyna
zaśmiała się dźwięcznie i popukała mnie lekko palcem w głowę. – A pamiętasz jak
kiedyś wywróciłam się na rowerze i obdarłam sobie kolano? – Przytaknąłem głową.
– Wtedy podbiegłeś do mnie i ucałowałeś mojej kolano mówiąc coś w stylu ”moje
usta to lek doskonały”.
Roześmiałem się na to wspomnienie
i pogłaskałem Yachiru delikatnie po głowie.
- Już pamiętam. – Odebrałem talerz
od kelnerki, która właśnie przyszła. – To zawsze pomagało. – Nagle po moich
policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Yuu?
- Uru też tak mówił.
- Zaraz mnie coś trafi! –
Usłyszałem zdenerwowany głos Kouyou, dochodzący z salonu.
- A tobie, co? - Stanąłem na progu
kuchni i spojrzałem, na chłopaka, który aktualnie siedział przed swoją gitarą
akustyczną na podłodze z założonymi rękami i patrzył się na nią mrużąc przy tym
oczy.
- Chodzi za mną pewna melodia. -
Westchnął cicho. - Ale nie mogę jej zapisać. - Uruha wstał z miejsca i wziął
swój instrument.
- Dasz rade kochanie. - Chłopak
uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Skoro ty tak mówisz.
- Ja to wiem. - Zaśmiałem się i
wróciłem do kuchni, aby skończyć to, co zacząłem, czyli mycie naczyń, po naszym
wspólnym obiedzie. Po jakiś dziesięciu minutach wróciłem do salonu niosąc dwa
duże kubki gorącej herbaty. Teraz Kouyou siedział z gitara na podłodze przed stolikiem,
na którym leżał laptop oraz pełno kartek.
- Przerwij sobie na chwile. –
Powiedziałem łagodnie i usiadłem na kanapie. - Zrobiłem nam herbatę.
- Może masz racje. - Uru
rozciągnął się i wstał z podłogi. - Przyda mi się chwilka przerwy. - Usiadł koło
mnie biorąc przy tym kubek i upił dość dużego łyka.
- Ile już napisałeś. - Popatrzyłem
na niego pytająco.
- Zobacz sam. - Odłożyłem szklankę
na stolik obok i podszedłem do miejsca jego pracy. Wziąłem do ręki kartki z
nutami i dokładnie się im przyjrzałem.
- Nie jest źle. - Usiadłem z
powrotem obok Uruhy. - Właściwie to już prawie skończyłeś. - Uśmiechnąłem się
do niego pokrzepiająco.
- No tak, ale... - Westchnął cicho
spuszczając wzrok na swój kubek. - Ale to nie jest ta melodia. - Wypił do końca
swoja herbatę i położył głowę na moim ramieniu. - Beznadzieja.
- K'you, nie mów tak. - Objąłem go
ramieniem, przyciągając przy tym do siebie.
- Zobaczysz, to będzie wspaniała piosenka. - Delikatnie pocałowałem go w
czubek głowy.
- Chciałbym w to wierzyć. - Chłopak
wtulił się we mnie jeszcze mocniej i objął przy tym rękami. - Chciałbym... -
Złapałem palcami jego podbródek i podniosłem mu głowę, aby spojrzeć prosto w
jego piękne czekoladowe oczy.
- Ale ja wierze w ciebie. -
Delikatnie musnąłem jego wargi. - Rozumiesz? - Chłopak przytakną głowa a ja
znowu wpiłem się w jego piękne, pełne usta. Tym razem do pocałunku wkradła się
namiętności.
Nagle Kouyou oderwał się ode mnie
a ja spojrzałem na niego zdziwiony.
- Mam! - Krzyknął uradowany i
podbiegł do swojego miejsca pracy, łapiąc przy okazji gitarę. – Tutaj będzie
tak, a tu domy tak… - Mamrotał coś pod nosem bazgrząc na kartce czerwonym
długopisem i przygrywając coś na akustyku. Zaśmiałem się i wziąłem do ręki
puste kubki po herbacie, aby je umyć w kuchni.
- Yuu-chan… - Usłyszałem, kiedy
byłem już na progu do drugiego pomieszczania, odwróciłem się i spojrzałem na
chłopaka. – Dziękuje. – Zaśmiałem się.
- Nie ma, za co. - Odstawiłem
kubki i wróciłem do pokoju, kucając przy nim. – Dla ciebie wszystko.
- Mówiłem ci już, że masz wspaniałe usta?
- Mówiłem ci już, że masz wspaniałe usta?
- Niech pomyśle? – Uśmiechnąłem
się do niego szeroko i pogłaskałem go delikatnie po policzku. – Tak.
- Ale one naprawdę pomagają na
wszystko. – Kouyou pokazał w uśmiechu wszystkie swoje zęby, po czym wrócił do
komponowania.
- I należą on tylko do ciebie. –
Szepnąłem mu delikatnie do ucha i pocałowałem w policzek. Na ten gest Uru
zachichotał cicho, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki, które tak
bardzo kochałem.
- Kocham cię Yuu.
- A spróbowałbyś nie. – Zaśmiałem
się i wstałem, po czym wróciłem do kuchni, aby zrobić mu coś do jedzenia. Po
godzinie zacząłem zbierać się do powrotu do domu.
- Uruś, skarbie? – Chłopak oderwał
się od pracy i spojrzał na mnie. – Ja się już będę zbierać do domu.
- Musisz? – Powiedział zrezygnowany,
patrząc na mnie przy tym błagalnym wzrokiem.
- Tak, umówiłam się jeszcze z
Hiroto na piwo.
- Ah, dobra. – Zauważyłem, że
chłopak posmutniał na te słowa, więc podszedłem do niego i pocałowałem go
delikatnie.
- Nie bądź zazdrosny.
- Nie jestem.
- Na pewno? – Spojrzałem na niego
przekrzywiając lekko głowę.
- Tak. Ale wolałbym, żebyś został
ze mną. – Znów popatrzył mi prosto w oczy.
- Oj, Uru, Uru. – Zaśmiałem się i poczochrałem mu lekko włosy. –
Ty lepiej pracuj.
- Niech ci będzie. – Westchnął cicho.
- A właśnie. Umyłem naczynia i zrobiłem ci kolacje. – Uśmiechnąłem
się do niego szeroko.
- Nie musiałeś.
- Po pierwsze przegrałem zakład, a po drugie musze chyba dbać o
mojego kochanka, co nie? - Zaśmiałem się. – Jeszcze byś mi z głodu umarł.
- Dziękuje.
- Dla ciebie wszystko skarbie. – Pocałowałem go delikatnie w usta
i wyszedłem z jego mieszkania.
Kiedy wróciłem do domu po spotkaniu z Hiroto postanowiłem do niego
zadzwonić.
- Yuu? – Usłyszałem głos w słuchawce.
- Śpisz? – Spytałem się spoglądając na zegarek, było już grupo po
pierwszej w nocy.
- Jeszcze nie. Dalej pisze. – Westchnąłem cicho.
- Jeszcze nie. Dalej pisze. – Westchnąłem cicho.
- A zjadłeś to, co ci zrobiłem.
- Yyyy…tak. – Odpowiedział lekko zmieszany.
- Kouyou, nie kłam.
- No jeszcze nie. – Powiedział skruszony. – Ale już idę.
- Nie rozłączę się puki nie usłyszę, że zaczynasz jeść.
- Niech ci będzie.
Z rozmyślań wyrwał mnie mężczyzna,
który przechodząc obok naszego stolika uderzył mnie w ramie. Spojrzałem na
niego, a mój wzrok na dłużej zatrzymał się na jego naprawdę pięknych
czekoladowych oczach.
- Kouyou. – Szepnąłem cicho i zauważyłem,
że do oczu mężczyzny zaczęły napływać łzy.
- Przepraszam. – Usłyszałem tak
jakby znajomy głos i zacząłem przyglądam mu się bacznie. Był bardzo podobny do
mojego Uru. Taka sama budowa ciała, wzrost i oczy. Ale, przecież jego na pewno
niema już w Tokio. A na dodatku ten miał czarne, długie włosy. Zanim zdążyłem
dokładniej mu się przyjrzeć, ten właściwie pobiegł do windy. Długo patrzyłem w
ten jeden punkt. Zatrzymała się na 7 piętrze.
- Yuu? – Usłyszałem głos dziewczyny
i spojrzałem na nią. – Wszystko w porządku?
- Tak. – Uśmiechnąłem się blado. –
Po prostu coś mi się przypomniało.
- Rozumiem.
- Yachiru?
- Tak? – Dziewczyna spojrzała na
mnie.
- A tak właściwie, po co chciałaś
się spotkać ze mną?
- Zapomniałabym! – Yachiru
uderzyła się dłonią w czoło i gorączkowo zaczęła szukać czegoś w torebce. –
Mam! – Krzyknęła po chwili uradowana, wyjmując białą kopertę.
- Co to?
- Otwórz. – Uśmiechnęła się do
mnie szeroko i podała mi ją. Otworzyłem ją wyjmując białą kartkę z napisem
„zaproszenie”.
- Yachiru, co to właściwie jest? -
Otworzyłem zaproszenie i dokładnie wczytałem się w jego treści, po czym spojrzałem
na dziewczynę. - Naprawdę?
- No tak. - Uśmiechnęła się
delikatnie w moja stronę. - A co myślałeś?
- Ja po prostu nie mogę w to uwierzyć.
- Wstałem i podszedłem do niej. - Moja Yachiru wychodzi za mąż. - Przytuliłem
ja mocno do siebie.
- No niestety, koniec wolności. - Zaśmiałem
się i wróciłem na miejsce.
- Gratulacje.
- Przyjdziesz?
- Nie wiem. –Westchnęła cicho.
- Proszę.
- Obiecuje, że się postaram. –
Uśmiechnąłem się do niej blado. – Ale nie chce ci posuć przyjęcia.
- Obiecaj mi jeszcze coś. –
Kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
- Co? – Wziąłem do ręki pałeczki.
- Że przyjdziesz z osobą
towarzyszącą. – O mało, co nie zakrztusiłem się makaronem, który właśnie miałem
zamiar przełknąć.
- Yachiru, ja jestem gejem. –
Położyłem swoją dłoń na tej, która należała do dziewczyny. – Zrozum, nie da
rady.
- Przyjdź z tym, kogo kochasz
najbardziej. – W tym momencie dziewczyna zrobiła minę, której najbardziej w
świecie nienawidziłem, minę, której się nie odmawia. – Proszę… - Uśmiechnęła
się słodko i lekko zatrzepotała rzęsami.
- Dobrze. – Westchnąłem cicho. –
Obiecuje. – Moje słowa spowodowały, że na jej twarzy pojawił się wielki i
szeroki uśmiech. Zaczęliśmy jeść.
Po skończonym obiedzie wraz z
deserem, pożegnałem się z Yachiru i wsiadłem do auta. Oczywiście, od razu
pojechałem do mieszkania tylko, że nie do swojego a tego, które należało do
Uruhy. Chciałem znów czuć chodź namiastkę jego obecności.
URUHA
- Czy ja jestem aż tak naiwny? –
Spytałem cicho. – A może tylko głupi? – Cisza. Ale czego mogłem się spodziewać
siedząc samemu w hotelowym pokoju. A ta głucha i pusta cisza przeszywała mnie
na wylot.
- Idiota. Cholerny, zadufany w sobie
idiota! – Krzyknąłem na całe gardło, nadal siedząc pod ścianą. – Idiota, który
nie zauważył, że jest tylko przeszkodą. – Wytarłem oczy rękawem od bluzy, którą
miałem aktualnie na sobie. – Że najważniejsza osoba jego życia już go nie
kocha. – Wstałem z zamiarem położenia się na łóżku, ale zatrzymałem się przy
drzwiach balkonowych i spoglądałem na ludzi, którzy spacerowali po parku.
- Jak długo… - Po moich policzkach
znów spłynęły łzy. – Kocham Cię Yuu. I nieprzestane, aż do śmierci.
AOI
Kiedy tylko wszedłem do jego
mieszkania od razu skierowałem się do sypialni i położyłem na wielkim,
dwuosobowym łóżku należącym do chłopaka.
- On był tak do ciebie podobny
K’you-chan.
Opadłem obok swojego kochanka nadal ciężko oddychając. Już p
chwili poczułem jak jego ciepłe ręce oplatają mnie w pasie a ust idealnie
wpasowują się zagłębienie mojej szyi.
- Yuu? – Słyszę cichy szept należący do Uruhy i czuje delikatny
pocałunek na obojczyku.
- Co? – Pytam się go słodko i oplatam swoimi rękami, chowając przy
tym twarz w jego włosach.
- To w końcu wygodne mam to łóżko. – Roześmiałem się i odgarnąłem
mu włosy, które przykleiły mu się do czoła.
- Bardzo. – Chłopak podniósł się i spojrzał mi prosto w oczy.
- Zostaniesz na noc? – Pytanie, niby takie niewinny, dziecinny,
ale znaczyło ono dla nas bardzo wiele. Podniosłem powoli rękę o gór i
pogłaskałem go po policzku. Uśmiechnął się i mrucząc cicho na ten gest z mojej
strony, próbował wtulić się w moją dłoń.
- Kouyou. – Spojrzałem na zegarek, który leżał na szafce nocnej
obok. Była dopiero 23.00. – Przecież znasz moją odpowiedź. – Przyciągnąłem go
do czułego i bardzo nieśpiesznego pocałunku. – Oczywiście, że tak. – Uruha
uśmiechnął się szeroko. Położył się koło mnie i znów oplótł mnie ciasno rękami,
kładąc przy tym głowę na moim torsie.
- Dobranoc. – Usłyszałem po chwili chichy szept chłopaka i
uśmiechnąłem się delikatnie, nadal głaszcząc go po plecach.
- Kocham cię. – Poczułem na swojej skórze jak Uruha się uśmiechną.
- Ja ciebie też. – Już po chwili zasnął. Próbując nie obudzić przy
tym mojego ukochanego, delikatnie naciągnąłem na nas przykrycie. Zasnąłem
przytulając się do niego mocno.
Coś łaskocze. Cichy chichot. I znowu to samo. Pocałunek. Krótki,
stanowczo za krótki. Otworzyłem najpierw jedno oka, a później drugie. I znów
pocałunek. Długi, czuły, leniwy.
- Dzień dobry kochanie. – Kouyou oderwał się od moich ust i
uśmiechnął się szeroko całując mnie przy tym w czoło.
- Teraz mogę nazwać go dobrym. – Odgarnąłem mu delikatnie włosy z
czoła. – I pięknym. – Chłopak zaśmiał się cicho, a mnie znów coś załaskotało.
Piórko. Łaskotaliśmy się nawzajem śmiejąc przy tym na cało głos. Szczęśliwi, że
mamy siebie.
- Wtedy byłem szczęśliwy Uru. –
Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku zatrzymując się dopiero na
satynowej pościeli. Co kochałem w Uru? Wszystko. Jego piękne czekoladowe oczy,
uśmiech, grę na gitarze, sposób poruszania się i wszystkie jego wady.
- Tęsknie za twoim spojrzenie. Ono
był.. – W tym momencie zdałem sobie z czegoś sprawę. – Niemożliwe… - Rzuciłem
się w stronę jego szafy zacząłem szukać czegoś na jej dnie. – Nie ma… - Ciężko
opadłem na podłogę otwierając przy tym szeroko oczy. Jak mogłem go nie poznać? Przed
moją twarzą znów pojawił się mężczyzna z restauracji. Wszystko się zgadzało.
Wzrost, budowa ciała, oczy, usta i dziurki w uszach. Jedyną rzeczą, która nie
pasowała były czarne włosy. Ale teraz doskonale wiedziałem, że była to tylko
peruka.
- Aoi, debilu! – Krzyknąłem na siebie
i wybiegłem z mieszkania kierując się w stronę swojego samochodu. Po pięciu
minutach byłem już w drodze do hotelu, ale zatrzymały mnie korki.
- Czekaj tam na mnie…
URUHA
Siedziałem w pokoju, na łóżku w ręce
trzymając srebrną żyletkę.
- Czy jestem aż tak zdesperowany? –
Cisza
- K’you-chan, co robisz? – Słyszę głos dobiegający zza drzwi.
- K’you-chan, co robisz? – Słyszę głos dobiegający zza drzwi.
- Kąpie się.
- Ja wychodzę.
- Gdzie? – Nie usłyszałem odpowiedzi, tylko trzaśnięcie drzwiami, oznaczające,
że mój Yuu wyszedł z hotelowego pokoju. Zasnąłem w wannie zmęczony po długim
koncercie.
- Skarbie? – Delikatny głos nad moim uchem i czuły pocałunek w
policzek.
- Yhym?
- Obudź się. – Kolejny całus, tym razem w kącik ust. – Mam coś dla
ciebie. – Otworzyłem najpierw jedno oko, a później drugie.
- Hym? – Zamruczałem cicho.
- Księżniczko? – Zrobiłem obrażoną minę, ale już po chwili czułem
jak jego miękkie i pełne wargi przylegają idealnie do moich. – Ubierz się i
chodź. – Yuu wyszedł z łazienki a ja szybko ubrałem się w swoją piżamę i
otworzyłem drzwi.
Stanąłem jak wryty w progu,
patrząc na udekorowany stolik, świece, róże i wykwintną kolacje.
- Yuu? – Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Nie podoba się?
- Yuu… - Podszedłem do chłopaka i z miłością wpiłem się w jego
usta. – Oh, Yuu… - Po moim policzku spłynęła łza szczęścia. – To jest… dziękuje…
- Chłopak uśmiechnął się tylko i puścił mi oczko.
- Dla ciebie wszystko.
- Nie rozumiem. – Naciągnąłem na siebie spodnie i usiadłem na
jednym z krzeseł. – Zapomniałem o czymś?
- Właściwie to tak. – Aoi zaśmiał się tylko siadając naprzeciwko
mnie. – Ale to nic takiego ważnego, tylko… - Spojrzał mi prosto w oczy. – Juto masz
urodziny. – Roześmiał się jeszcze głośniej a ja chciałem uderzyć się dłonią w
czoło.
- Zapomniałem. – Westchnąłem cicho. – Tyle tego mamy teraz na
głowie.
- Ale za to ja pamiętałem. A to jest mój prezent.
- Wolałbym inny.
- To będzie na deser. – Uśmiechnął się w ten swój kuszący sposób i
przesłał mi całusa.
Kochaliśmy się długo, nieśpiesznie i z pasją. W końcu to był mój
najwspanialszy prezent urodzinowy.
- Niestety, ale tak. – Znowu rozrywająca
i głucha cisza, przerywana tylko i wyłącznie głuchymi tykaniami zegara.
Wyciągnąłem albumy ze zdjęciami i
powyjmowałem z nich zdjęcia rozkładając je wokół siebie na łóżku.
- Czy wybaczysz mi tą decyzję?
AOI
Do hotelu dojechałem po dwóch
godzinach. Przeklinając korki i wypadek na drodze wbiegłem do recepcji,
kierując się do lady.
- Dzień dobry panu. W czym mogę
pomóc? – Stała za nią młoda, uśmiechnięta dziewczyna.
- Szukam osoby o nazwisku
Takashima.
- Przepraszamy, ale nie ujawniamy
danych naszych klientów. – Mówił to ze spokojem i opanowanie, a ja w tej chwili
chciałem jej coś zrobić.
- Ale pani nic nie rozumie! –
Krzyknąłem. – On… To… Ja musze go znaleźć! – Byłem zdeterminowany i nic nie
mogło mi przeszkodzić.
- Niestety, ale takie są zasady. –
Wiedziałem, że z nią nie wygram. Opadły mi ręce i ruszyłem w stronę wyjścia. Spojrzałem
na windę.
- 7 piętro! – Biegiem wróciłem do
lady. – Chce wynająć pokój na 7 piętrze.
- Dobrze. – Po piętnastu minutach stałem
już z kluczem przed swoim pokojem, ale niemiałem zamiaru tam wejść. Podszedłem
do tego, na którym było napisane „74a” i zapukałem. Otworzył mi starszy
mężczyzna.
- Przepraszam pana, ale szukam
kogoś. Mojego przyrodniego brata. – Skłamałem. – Widział pan kogoś
wyglądającego jak ten mężczyzna? – Pokazałem mu zdjęcie Kouyou zrobione miesiąc
przed jego ucieczką.
- Niestety, ale nie. – Oddał mi
zdjęcie. – Niech pan poczeka spytam żony. –Kobieta podeszła do mnie i dokładnie
obejrzała fotografie.
- Taka osoba mieszka naprzeciwko. –
Serce podeszło mi do gardła a ręce zaczęły się lekko trząść. Kouyou był tak
blisko. – Biedny. Rzadko wychodzi z pokuju a jak to robi to wygląda jakby
płakał cały czas. Zresztą, zawsze chodzi przybity, skulony. Jakby się chciał
schować.
- Dziękuje. On… Dużo przeżył. – Skłamałem,
nie wiedząc nawet jak bardzo mam racje. – Dziękuje państwu.
- Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się
do mnie jeszcze raz i zamknęła drzwi.
Stanąłem przed drzwiami Kouyou.
Ale co miałem teraz zrobić? Tak po prostu zapukać? Westchnąłem cicho i delikatnie
dotknąłem ich. Otworzyły się.
- Uru…
Wszedłem do środka najciszej jak
mogłem.
Zobaczyłem go prawie od razu.
Siedział na łóżku tyłem do mnie a w okuł niego leżało pełno różnych zdjęć.
Moje, Reity, Ruki’ego, Kai’a i całego zespołu. W tej chwili jednocześnie
chciałem go przytulić, spoliczkować, przeprosić, zbesztać i błagać żeby wrócił,
ale zanim zdążyłem zrobić choćby jeden krok, usłyszałem jego płacz i cicho
wypowiedziane słowa.
- Yuu-chan… Przepraszam… Ukochany,
ja nie potrafiłem inaczej…C.D.N. <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz