ROZDZIAŁ 5
AOI
Nie wiem, dlaczego się nie poruszyłem, ale coś w sercu mówiło mi,
abym tego nie robił. Kazało mi stać i słuchać.
- Yuu-chan ciekawe, czy jeszcze o mnie pamiętasz? – Pokiwałem twierdzące
głową. – Czy za mną tęsknisz? – Tęsknie? To słowo niedokładnie oddaje stan, w
jakim się znajdowałem jeszcze dwie godziny temu. Byłem jak ćpun na odwyku, a ty
jesteś moim uzależnieniem, z którego nie da się wyleczyć.
- Tak bym cię chciał zobaczyć raz jeszcze, ostatni… - Wyszeptał
Kouyou. – Dotknąć, przytulić, pocałować.
Powiedzieć „Kocham Cię”…
- Idiota! – Krzyknąłem w swoich myślach, zaciskając przy tym ręce
w pięści. Przecież mógł wyciągnąć telefon, zadzwonić, a ja bym przyjechał.
Przecież byłem tak blisko.
- Nie Kouyou, nie myśl o tym… Tak będzie lepiej dla niego, dla
ciebie… - Chłopak przetarł ręką zapłakaną twarz. – Yuu, ja po postu nie chciałem byś cierpiał.
Nastała długa cisza, przerywana jedynie jego cichym szlochem i
dźwiękiem zegara na ścianie.
- Jedyną rzeczą, która mnie zastanawia to: czy zostawiłbyś mnie
czy może został ze mną z litości? Znając ciebie i twoją dobroć, zrobiłbyś to
drugie. Byłbyś ze mną aż do śmierci. – Pokręciłem przecząco głową. Tylko,
dlaczego miałbym go zostawić? Dlaczego on uważa, że miałbym z nim zostać z
litości? Nawet, kiedy myślałem, że mnie zostawił, nie potrafiłem nawet spojrzeć
na innego mężczyznę (Dop. Aut. Aoi jest tutaj gejem), a co dopiero się z nim
związać. Ale najbardziej nie mogłem zrozumieć, o co mu chodzi z tą śmiercią.
- Yuu, ciekawe jak byś zareagował, gdybym ci powiedział, że mam
nowotwór. – Stop. Czy on właśnie powiedział, że ma raka? W tej chwili poczułem
jak po moich policzkach znów zaczęły płynąc łzy. Mój Kouyou był ciężko chory.
Ale dlaczego mi nie powiedział, tylko wolał postąpić w tak dziecinny sposób? –
Chciałem oszczędzić wam… Tobie tego bólu.
– Ale przecież wcale tego nie zrobił, to i tak strasznie bolało. A na dodatek, zawsze lepsza jest nawet
najgorsza prawda, niż niewiedza czy kłamstwo.
- Ale teraz masz ją. – Zauważyłem, że chłopak pocałował moje
zdjęcie. – Na pewno będziesz szczęśliwy. – Nie mogłem zrozumieć, o czym on
właściwie mówi. Jaka ona? Jakie szczęście? Tylko i wyłącznie on był moją
radością. Nikt nigdy nie będzie w stanie go zastąpić i nigdy się to nie zmieni.
- Ta dziewczyna… była piękna.
- Jaka dziewczyna K’you-chan? – Znów szeptałem bezgłośnie. Nie
wiedząc, o co mu chodzi. Przecież ja nie mam nikogo poza nim.
- Widziałem, jak na ciebie dzisiaj patrzyła. – Nadal nie
wiedziałem, o kogo mu właściwie mogło chodzi. – Na pewno jesteście blisko
siebie. – W tym momencie dostałem olśnienia. Yachiru. Przecież on nas widział
razem. Ale dlaczego tak pomyślał? Od piętnastego roku życia nie interesują mnie
kobiety a on o tym doskonale wiedział. Więc co mu strzeliło do tej jego pięknej
główki, aby tak myśleć? Z niedowierzaniem pokręciłem głową.
- Ale wiesz Yuu, teraz będzie ci łatwiej. O wiele łatwiej. Żegnaj
ukochany. – Patrzyłem na chłopaka otwierając szerzej oczy i nie mogąc pojąć,
dlaczego on się ze mną żegna. Niestety, już po chwili zdałem sobie z tego
sprawę. Uruha w swojej prawej ręce trzymał żyletkę i rysował nią kreski na
drugiej. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować pojawiło się na niej sześć poziomych
nacięć.
Jak tylko się ocknąłem z szoku szybo rzuciłem się w stronę łóżka i
złapałem go za obydwa nadgarstki, odciągając je od siebie. Przyłożyłem czoło to
jego pleców i zacząłem płakać.
- Jesteś idiotą. – Zacząłem cicho.
– Cholernym, egoistycznym, idiotą!! – Krzyknąłem. – Czy ty nie zdajesz
sobie sprawy, że zrobiłbym to samo? Bez ciebie moje życie nie ma sensu. Kouyou…
URAHA
Każde kolejne cięcie bolało coraz mniej, a krew płynęła już małym
strumyczkiem po mojej ręce. Zastanawiałem się, jaka będzie reakcja personelu,
kiedy zobaczą mnie martwego po środku łóżka całego we krwi i zdjęciach. Co
zrobią i czy powiadomią moją rodzinę?
- Przepraszam. – Powiedziałem bezgłośnie. – Mamo tato...
Przepraszam. Akira, Takanori, Uke, Nes, was też przepraszam. – Po mojej twarzy
płynęły łzy. – Yuu, czy mi kiedyś wybaczysz tę decyzję? – Nagle poczułem, że
ktoś mocno łapie mnie za nadgarstki i wtula się w moje plecy. Płakał.
- Jesteś idiotą. – Zaczął cicho, a ja od razu poznałem ten piękny
glos, który tak kochałem. Zresztą nie tylko to, wiedziałem też, do kogo należą
dłonie, które zawsze doprowadzały mnie do szaleństwa. – Cholernym, egoistycznym, idiotą!! – Słowa,
które wykrzyczał Yuu zabolały mnie. – Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, że
zrobiłbym to samo? Bez ciebie moje życie nie ma sensu. Kouyou…
- Yuu… - Szepnąłem cicho. – Yuu… Yuu… Yuu… - Wymawiałem jego imię
jakby było litanią, jakby to miało sprawić, że mi wybaczy, że zrozumie. –
Yuu... – Powtórzyłem ostatni raz. Więcej nie byłem już w stanie powiedzieć,
ponieważ zaniosłem się głośnym płaczem.
- Cicho… - Aoi puścił moje nadgarstki i delikatnie obrócił przodem
do siebie. – Już dobrze, jestem tutaj, rozumiesz? Proszę, nie płacz. –
Uśmiechnąłem się lekko przez łzy patrząc na jego zapłakaną twarz.
- Yuu…
- Słyszałem wszystko Kouyou. Już dobrze. – Chłopak mocno mnie do
siebie przytulił i pomału zaczął głaskać po plecach.
- Wcale nie jest dobrze. – Odezwałem się w końcu, kiedy opanowałem
emocje. – Yuu, ja mam nowotwór. – Wtuliłem się w niego zachłannie, niezważając
na krew ani na ból w ręce.
- Zobaczysz, razem damy radę. – Chłopak delikatnie musnął wargami
moją szyje. – Poradzimy sobie kochanie.
- Ale ty…
- Co ja? – Odsunął się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy. – Ta
dziewczyna, którą widziałeś to moja przyjaciółka jeszcze z dzieciństwa. –
Uśmiechnął się i delikatnie starł łzy z moich policzków. – Zaprosiła mnie na
wesele. Nic więcej. – Aoi nachylił się i przyłożył swoje czoło do mojego.
Patrzyłem prosto w jego piękne, czarne oczy i byłem już pewien, że on nie okłamuje.
Ufałem mu, jak dziecko ufa rodzicom. – Kocham tylko i wyłącznie ciebie, idioto.
I nic, nawet rak tego nie zmieni. – W tym momencie poczułem, jak jego ciepłe
wargi na chwilę przylegają do moich w bardzo czułym i delikatnym pocałunku.
Przestałem bać się o cokolwiek, wiedziałem, że póki on ze mną jest, wszystko
będzie dobrze.
- Ja też cię kocham Yuu. - Chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło i
ucałował mnie najpierw w czoło, później po kolei: w powieki oraz nadal mokre od
łez policzki.
- Obiecaj mi coś. – Złapał moją lewą rękę i zaczął dokładnie
przyglądać się nacięciom. W tym momencie zrobiło mi się słabo. – Że nigdy
więcej tego nie zrobisz… - Aoi spojrzał z troską prosto w moje oczy.
- O-Obiecuje… - Spadłbym z łóżka, gdyby nie ręce chłopaka, który
mnie obejmował.
- Kouyou?! – Położył mnie na łóżku i poszedł do łazienki. Wrócił
po chwili niosąc apteczkę.
Yuu wyciągnął z niej waciki i wodę utlenioną, którą go polał.
Podczas zetknięcia jej w moimi ranami, pisnąłem lekko.
- Cicho. – Yuu zaczął uspokajająco głaskać mnie po głowie. – Zaraz
przestanie. – Nie przestało. Piekło długo, nawet jak zawinął mój nadgarstek
bandażem i pomógł podnieś mi się do siadu. Dokładnie w tym samym momencie
zdałem sobie sprawę, jak wygląda pokój. Na łóżku, oraz na podłodze była dość duża
ilość krwi, zresztą sam Aoi miał wymazane nią ubranie.
- Yuu… - Zacząłem cicho. – W mojej walizce… - Przerwałem, aby
nabrać powietrza. - …Jest twoja bluzka. – Shiroyama spojrzał na mnie
zaskoczony, na co blado się uśmiechnąłem. Ale już po chwili przebrał się w
czysty ciuch.
- Kouyou, spakuje cię i wezmę do siebie do pokoju. – Spojrzałem na
niego zdziwiony, ale kiwnięciem głowy zgodziłem się na jego propozycje.
Właściwie już po dziesięciu minutach pełna walizka oraz gitara znalazły się w
drugim pokoju. Wstałem, ale gdyby nie szybki refleks chłopaka wylądowałbym na
twardej podłodze, ponieważ od razu zakręciło mi się w głowie.
- Uru! – Spojrzał na mnie z troską i objął mnie mocno.
- Nic mi nie jest. – Próbowałem się uśmiechnąć, ale przez piekący
ból w lewej ręce wyszedł mi jedynie lekki grymas. – Po prostu zakręciło mi się
lekko w głowie.
Wyszliśmy z pokoju i od razu skierowaliśmy się do tego, który
należał do chłopaka. Wcześniej jednak, Aoi rozbił jeden z wazonów. Nie mogłem
tylko pojąć, dlaczego to zrobił. Kiedy tylko znaleźliśmy się w środku, od razu,
pomału posadził mnie na łóżku, a sam wziął telefon do ręki i wykręcił numer na
recepcję.
- Dobry wieczór, tutaj Yuu Shiroyama z pokoju numer 71a. Chciałbym
przemeldować Kouyou Takashime do mojego pokoju. – W końcu znajdowaliśmy się w
dwuosobowych apartamentach. – Tak. Oczywiście proszę pani. Rozumiem. –
Patrzyłem na niego lekko przekręcając głowę w bok. – Podać powód? Oczywiście. –
Yuu mrugnął do mnie. – Widzi pani, mój brat… - Jaki znowu brat? - … Stłukł wazon,
dość porządnie się pokaleczył i stracił przy tym dość dużo krwi, ponieważ
najnormalniej w świecie zapomniał tego zabandażować. Więc po pierwsze: chcę
mieć go na oku, a po drugie: w pokoju jest dość dużo krwi, więc nie dam mu tam
przebywać. – Aoi uśmiechnął się w moją
stronę. – Cieszę się, że się dogadaliśmy. Chciałbym zamówić jeszcze dwie porcje
kolacyjne i trochę czekolady. Jeszcze raz pani dziękuje. – Po tych słowach
odłożył słuchawkę i podszedł w moją stronę.
- Brat? – Spytałem lekko unosząc prawą brew.
- A co miałem jej powiedzieć „braciszku”? – Ostatnie słowo
specjalnie podkreślił, po czym znów delikatnie przytulił swoje usta do moich. –
Brakowało mi ciebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. – Próbowałem go objąć rękami w
pasie, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Obsługa! – Aoi westchnął cicho i zniknął mi na chwile z pola
widzenia, po czym przyniósł dwie tacki z naszą kolacją.
- Masz zjeść wszystko. – Postawił jedną przede mną i podał mi
pałeczki do ręki. Pomału zjedliśmy wszystko, a do tego Yuu dał mi dwie
tabliczki czekolady.
- Jedz.
- Ale ja już nie mogę. – Zajęczałem patrząc na nią.
- Lepiej się poczujesz. – Chłopak nie ustępował. – Proszę… -
Westchnąłem cicho i oczywiście zrobiłem to, o co prosił. Ale kto oparłby się
tym czarnym i pięknym oczom? Na pewno nie osoba, która zakochiwała się w nich,
codziennie od nowa, czyli na pewno ja. Westchnąłem cicho.
- Nie rozumiem. – Mój ukochany gitarzysta pomógł mi znaleźć się na
łóżku. – Dlaczego mimo tego, co ci zrobiłem, ty nadal tak się mną opiekujesz?
- Znasz odpowiedź, Uru. – Uśmiechnął się do mnie i również pomógł
mi się rozebrać do bielizny. – Jesteś dla mnie przecież kimś więcej niż tylko
kochankiem. Jesteś moim ukochanym, jedynym i najwspanialszym skarbem. –
Zaśmiałem się i delikatnie pogładziłem go po policzku.
- Ty nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham.
- Myślę, że tak samo jak ja ciebie. – Yuu pozbył się również
swoich ciuchów, po czym położył się po drugiej stronie łózka.
- Jakby mi się teraz nie kręciło lekko w głowie, to bym cię najnormalniej
w świecie tutaj zgwałcił. – Powoli odwróciłem się w jego stronę, by już po
chwili zostać otulonym przez ciepłe ramiona chłopaka i delikatnie pocałowanym w
czubek głowy.
- Jeszcze nadrobimy ten stracony miesiąc. – Mocniej wtuliłem się w
Yuu, wdychając przy tym jego słodki zapach. – A teraz śpij kochanie, śpij.
- Przepraszam cię.
- Wolałbym usłyszeć, co innego. – Poczułem jego uśmiech na swoich
włosach.
- Kocham cię. – Odchyliłem głowę w tył i delikatnie musnąłem jego
usta swoimi. – Dobranoc.
- Teraz na pewno będzie dobra.
Zasnąłem wtulony w objęcia osoby, którą kochałem. Osoby, którą
choć chciałem ochronić przed cierpieniem, a tak naprawdę przysporzyłem jej go o
wiele więcej. Osoby, która mnie nie porzuci, a ja o tym doskonale wiedziałem.
Usnąłem z uśmiechem na ustach i bandażem na ręce.
Kiedy otworzyłem oczy byłem sam w pokoju. Uśmiechnąłem się do
siebie gorzko.
- A więc był to tylko sen… - Westchnąłem i znów opadłem na
poduszki, a po moich policzkach popłynęły dwie samotne łzy.
- Co było tylko snem? – Podniosłem się gwałtownie i spojrzałem w
stronę, z której dochodził tak piękny, lekko ochrypnięty głos. W progu łazienki
stał Yuu w samych spodnia z moją szczoteczką do zębów w ustach.
- Czyli jednak… - Czekajcie, dlaczego on ma moją szczoteczkę? –
Yuu!! – Krzyknąłem i zerwałem się z łóżka.
- Co? – Aoi zrobił krok do tyłu, dokładnie mi się przyglądając.
- Dlaczego-używasz- mojej-szczoteczki? – Każde słowo
wypowiedziałem po klei, robiąc przy tym krótkie odstępy oraz za każdym razem
krok do przodu. Kiedy byłem już dość
blisko, chłopak roześmiał się głośno. – Czego się śmiejesz?
- Zdałem sobie właśnie sprawę, że nawet za tym tęskniłem. –
Uśmiechnąłem się i lekko pokręciłem głową z niedowierzaniem. Nikomu nigdy nie
pozwalałem dotykać swoich rzeczy, a w szczególności tych osobistych, intymnych.
Ale z tym chłopakiem było inaczej. Choćby nie wiem, co zrobił, ja i tak nie
potrafię się na niego gniewać dłużej, niż dwie godziny.
Siedziałem
sam w swoim mieszkaniu i grałem w jakąś grę na konsoli. Spojrzałem na zegarek,
leżący na ssawce i westchnąłem zrezygnowany. Była 3 nad ranem, a ja nadal nie
spałem. Oczywiście powodem tego nocnego maratonu był nie, kto inny jak Yuu
Shiroyama, drugi gitarzysta w zespole, w którym gram oraz mój chłopak od roku.
Równego roku.
Tak. Dzisiaj,
a właściwie wczoraj mieliśmy rocznice i obiecał mi, że przyjdzie do mnie około
godziny 21.00, Niestety jeszcze go nie widziałem, ani nawet nie słyszałem.
Po piętnastu
minutach wyłączyłem telewizor i zrezygnowany poszedłem do swojej sypialni, aby
chodź trochę wyspać się przed sesją zdjęciową, jaka mnie czekała następnego
dnia. W tym momencie cieszyłem się, że należymy do nurtu visual kei - tony
makijażu na pewno zamaskują moje nocne przesiadywanie. Zasnąłem jak tylko
przyłożyłem głowę do poduszki.
Rano obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Ręką wymacałem jego położenie na nocnej szafce znajdującej się obok łóżka i odebrałem go przykładając do ucha.
Rano obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Ręką wymacałem jego położenie na nocnej szafce znajdującej się obok łóżka i odebrałem go przykładając do ucha.
- Halo? –
Spytałem sennie i podniosłem się do siadu lekko przy tym przeciągając. W tym
momencie zdałem sobie również sprawę z tego, że nawet nie przebrałem się do
spania.
- K’you-chan?
– Westchnąłem cicho.
- Nie chcę z
tobą gadać. – Odpowiedziałem ozięble mojemu rozmówcy i wstałem z łóżka,
kierując się w stronę łazienki.
- Ale
K’you-chan…
- Yuu-san, proszę…
Jestem zajęty i nie mam teraz czasu. – Oparłem się o ścianę przyglądając
przygotowanej kolacji, która nadal leżała na stole. – Czekałem wczoraj. A
dzisiaj już jest za późno. – Westchnąłem głośno i wszedłem do łazienki.
- Za późno? –
Wiedziałem, że chłopak inaczej zrozumiał moje słowa, niż ja. Ale właśnie o to
mi chodziło.
- Jesteś
pijany Aoi, pogadamy później. – Uśmiechnąłem się podstępnie i zacząłem rozpinać
swoją koszule.
- K’you...
Ja… proszę… ja… - Nacisnąłem czerwony przycisk i wyciszyłem telefon, ponieważ
nie miałem ochoty słuchać bełkotu pijanego mężczyzny.
Po wziętym
prysznicu, szybko ogarnąłem moje mieszkanie i pojechałem do studia. Wróciłem
grubo po godzinie 18, a moja złość na kochanka gdzieś wyparowała. Może to przez
jego zdziwienie, kiedy rozmawialiśmy przez telefon, albo przez ponad 100
nieodebranych połączeń od niego. (Dop. Aut. Jakbyście mówili, że to niemożliwe
– moja koleżanka w ok. godzinę dzwoniła do chłopaka ok. 70 razy… widziałam
screenshota o.O) Ale oczywiście, jak tylko zobaczyłem go pod drzwiami do
mieszkania, od razu postanowiłem się troszkę zabawić. Przybrałem obojętną minę
i podszedłem do niego.
- Mówiłem ci,
że… - W tym momencie Yuu popatrzył na mnie. Zobaczyłem w jego oczach smutek
oraz dwie linie od łez. – Chodź. – Otworzyłem szybko drzwi i pociągnąłem go za
rękaw do swojego mieszkania, po czym zamykając drzwi nogą, przycisnąłem go
lekko do ściany w bardzo namiętnym pocałunku.
- K’you-chan?
– Gitarzysta patrzył na mnie zdziwiony, ale również szczęśliwy.
- Jak mogłeś
nawet pomyśleć, że ja mógłbym cię zostawić. – Pocałowałem go lekko w czubek
nosa. – Byłem zły.
-
Przepraszam. – Aoi przyciągnął mnie bliżej siebie i po prostu wtulił się w moje
ramie. – Poszedłem z chłopakami na piwo i… - Złożył delikatny pocałunek na
mojej szyi. - …Zapomniałem.
- Tak właśnie
myślałem. – Gładziłem płynnymi ruchami jego plecy. – Ale już dobrze. Yuu, ja po
prostu nie umiem być na ciebie zły. – Staliśmy tak chwilę wtuleni w siebie i
cieszący się swoją obecnością.
- Ale prezent
ci kupiłem. – Odezwał się po chwili Aoi i oderwał się ode mnie, co wywołało u
mienie ciche mruknięcie z dezaprobatą. – Proszę. – Chłopak podał mi jakąś
płytę. Po odpakowaniu okazało się, że jest to najnowszy album mojego ulubionego
zespołu. Oczywiście nie był on jeszcze dostępny w sklepach w Japonii.
- Ale jak… -
Popatrzyłem na niego zdziwiony. – Przecież… - Rzuciłem się na niego i
pocałowałem głęboko. – Ah, dziękuje.
- Poczekaj,
to jest prezent na przeprosiny. – Ze zdziwienia przekręciłem głowę lekko w bok.
– Chłopaki z Alice Nine przywieźli sobie i przy okazji jedną dla mnie.
- Ale ty też
lubisz ten zespół.
- Tak, ale
ciebie wolę bardziej. – Yuu delikatnie pogładził mój policzek wierzchem dłoni.
– O wiele bardziej. – Uśmiechnąłem się i próbowałem jeszcze bardzie wtulić w
jego rękę, ale ten już po chwili zabrał ją i włożył do kieszeni. – Wiem, że to
chciałeś. – Wyciągnął małą paczuszkę.
- Co to? –
Wziąłem od niego prezent i spojrzałem mu w oczy.
- Rozpakuj, a
nie głupi się pytasz. – Aoi roześmiał się i podparł się ręką pod bok nadal we
mnie wpatrując. Pokiwałem głową i pomału zacząłem ją otwierać. Kiedy skończyłem
już tę czynność moim oczom ukazał się komplet biżuterii (Dop. Aut. No, nic
lepszego nie wymyśliłam), którą widziałam podczas pobytu w Kioto.
- Ale?.. –
Zacząłem i podniosłem wzrok na chłopaka, który tylko się uśmiechał.
- Reita mi
kiedyś powiedział.
- Piękne. –
Zamknąłem pudełeczko i przytuliłem się do swojego ukochanego. – Dziękuję.
- Chciałbym
usłyszeć coś innego.
- Wyrzuciłem
twój prezent. – Uśmiechnąłem się podstępnie nadal wtulając w zagłębienie jego
szyi.
- Jeszcze, co
innego. – Yuu pogłaskał mnie delikatnie po plecach.
- Kocham cię?
– Chłopak westchnął cicho. – No oczywiście, że cię K-O-C-H-A-M. – Zaśmiałem się
i dokładnie przeliterowałem ostatnie sowo.
- Ja ciebie
też kocham. – Poczułem jak delikatnie muska wargami moje ucho. – Czekaj, jak to
wyrzuciłeś?! – Wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- Tak,
wyrzuciłem. Leży teraz w szafce, w mojej sypialni, obok dość wygodnego łóżka.
- Czyżbyś coś
proponował?
- Nie. Po
prostu stwierdzam, że mam miękkie, duże i wygodne łóżko. – Znów się zaśmiałem i
wyswobodziwszy z jego uścisku pobiegłem po schodach do swojej sypialni.
- Uru-chan?
- Co? – Popatrzyłem na chłopaka.
- Masz dziwną minę. – Uśmiechnąłem się szeroko.
- Przypomniałem sobie naszą rocznicę. - On również się uśmiechnął i zniknął za
drzwiami łazienki. Wrócił po paru minutach już całkowicie ubrany. – Zdecydowanie ładniej wyglądałeś bez tej
koszulki.
- Naprawdę? – Podszedł do mnie, a w ręku trzymał apteczkę. – A ja
myślałem, że we wszystkim mi ładnie.
- Ja cię zdecydowanie wolę bez koszulki. – Zaśmiałem się i
podszedłem do łóżka, po czym na nim usiadłem. Właściwie dopiero teraz
spojrzałem na obandażowany nadgarstek, co wywołało u mnie ciche westchnięcie.
Bandaż był cały we krwi.
- Daj. – Aoi usiadł koło mnie i wziął moją rękę, po czym zaczął
delikatnie zdejmować opatrunek. Rany były świeże, więc nadal lekko krwawiły,
ale przynajmniej nie tak, jak wczoraj. Skrzywiłem się lekko, kiedy przejechał
palcem po czerwonych kreskach. – Bardzo boli? – Spytał z troską.
- Troszkę. – Aoi podniósł lekko mój nadgarstek i ucałował
delikatnie.
- A teraz?
- Mniej. – Uśmiechnąłem się a drugą ręką założyłem mu opadające
kosmyki włosów za ucho. – Dziękuje.
- Przecież nie masz za co, idioto. – Zaśmiał się i polał moje rany
wodą utlenioną, po czym założył czysty bandaż.
- Przecież mogłeś mnie zostawić. Mogłeś znaleźć sobie kogoś
innego, kto na ciebie zasługuje i nie jest takim idiotą jak ja. – Przerwałem na
chwilę. – Kogoś zdrowego. – Dodałem ciszej spuszczając głowę.
- Jakbym chciał takiej osoby… - Aoi złapał mój podbródek i
podniósł moją głowę tak, aby spojrzeć mi prosto w oczy. – To by mnie tutaj nie
było. Dałbym ci się po prostu wykrwawić. – Delikatnie i subtelnie złączył nasze
usta w bardzo długim i leniwym pocałunku, podczas którego przekazał mi
wszystkie swoje uczucia. – Kocham tego jedynego w swoim rodzaju idiotę. –
Pomału przejechał opuszkami palców po moim policzku. – Uru, rak nie przeszkadza w miłości.
- Ale ja mogę… - Chłopak przerwał mi namiętnym pocałunkiem.
- Nie mów tego. Daj się nam nacieszyć tymi chwilami spędzonymi
razem. – Uśmiechnął się do mnie i przyłożył swoje czoło do mojego, trzymając
dłonie na moich policzkach.
- Obiecaj mi coś. – Z moich oczy zaczęły powoli wypływać słone
krople. – Że mnie nie zostawisz. Że będziesz ze mną aż do śmierci. Że…
- Obiecuję.
- Oraz przyrzeknij, że nie zrobisz nic głupiego jak odejdę. –
Chłopak wytarł wierzchem dłoni moje mokre policzki. – Że będziesz żył dalej i
cieszył się życiem, oraz że znajdziesz sobie kogoś innego.
- Uru…
- Przyrzeknij! – Krzyknąłem i wtuliłem się w jego ramię. – Proszę…
- Przyrzekam. – Aoi objął mnie mocno ramieniem, w tym samym
momencie poczułem coś mokrego. – Przyrzekam.
- Dziękuję.
Trawiliśmy tak w uścisku przez parę dobrych minut, dopóki Aoi nie
postanowił wstać.
- Zjemy tutaj śniadanie, a później się wymeldujemy. – Również
wstałem i podszedłem do swojej walizki w poszukiwaniu ubrań.
- Yuu-chan? – Zacząłem. – Ja nie czuję się na siłach, aby im to
powiedzieć, ja… boję się.
- Zrobimy tak kochanie. – Uśmiechnął się do mnie czule. – Najpierw
pojedziemy do ciebie, a jutro do twoich rodziców.
- Yuu…
- Oni się martwią i myślę, że powinni znać prawdę.
- Dobrze. – Naciągnąłem na siebie pierwsze lepsze spodnie.
- A z chłopakami pogadamy później. – Uśmiechnął się do mnie. –
Pamiętaj, będę przy tobie.
- Dziękuję. – Ubrałem koszulkę i podszedłem do Aoi’ego. Złapałem
go za rękę, splątując przy tym nasze palce. – Myślę, że teraz dam radę. Z
tobą... – Chłopak uśmiechnął się czule i ucałował wierzch mojej dłoni, na co
zareagowałem chichotem.
- To idziemy? – Przytaknąłem głową i otworzyłem drzwi.
W restauracji zjedliśmy w ciszy śniadanie, co chwilę uśmiechając
się tylko do siebie i lekko dotykając swoich dłoni. To nam stanowczo
wystarczało, aby cieszyć się sobą nawzajem. Bo czy taka nie jest miłość?
Zdążyliśmy się wymeldować przed 12 i pojechaliśmy samochodem Yuu
do mojego mieszkania.
- Kouyou? – Zaczął nagle Aoi.
- Tak kochanie? – Odwróciłem wzrok od okna i spojrzałem na jego
profil.
- Co z twoim samochodem? – Chłopak podniósł śmiesznie jedną brew i
na ułamek sekundy spojrzał w moją stronę.
- Stoi na parkingu. A co?
- Nic. – Zaśmiał się i skręcił w kolejną uliczkę.
Po 20 minutach byliśmy już pod moim mieszkaniem. Yuu pomógł mi
wnieść wszystkie rzeczy do salonu, po czym zaproponował, że kupi nam coś do
jedzenia. Kiedy tak się rozglądałem, zdałem sobie sprawę, jak często musiał tu
przychodzić.
Wszedłem do łazienki i postanowiłem wziąć długi, ożywczy prysznic.
Kiedy skończyłem już tę wspaniałą czynność, ubrałem jedynie bokserki i jakieś
dresy, po czym zszedłem na dół. Swojego chłopaka znalazłem w kuchni. Kroił coś
i kręcił przy tym delikatnie biodrami w rytm muzyki, która aktualnie leciała w
radiu. Podszedłem do niego i pocałowałem
leciutko w szyje, po czym usiadłem na blacie.
- Co robisz? – Spytałem głupio podjadając kawałek ogórka. Yuu spojrzał na mnie złowrogo.
- Kroję. – Zaśmiałem się i znów podkradłem warzywo. – Uru! –
Zaśmiałem się chicho. W końcu lubiłem go denerwować.
- Co?
- Nie masz nic innego do roboty? – Zapytał spoglądając na mnie i
kontynuując swoją czynność. – Przeszkadzasz mi. A do tego rozpraszasz. –
Zachichotałem lekko i przybliżyłem swoją twarz do jego.
- Naprawdę?
- Tak. – Pocałowałem go namiętnie i wyjąłem nóż z dłoni. – Kouyou?
– Yuu spojrzał na mnie, a na jego policzkach widniały lekkie rumieńce.
- Co kochany? – Doskonale znałem już pytanie, które chciał zadać,
ale wolałem się z nim lekko podroczyć.
- Idziemy na górę. – Aoi złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w
stronę mojej sypialni. Kiedy byliśmy już w pomieszczeniu, przycisnął mnie lekko
do ściany i z zachłannością wpił się w moje usta. Już po paru sekundach
poczułem, jak jego język bada moje policzki i podniebienie. Niestety, ale
musieliśmy się od siebie oderwać, kiedy tylko zabrakło nam powietrza.
- Kocham cię Yuu. – Chłopak uśmiechnął się tylko i pociągnął mnie
w stronę łóżka.
- Ja ciebie też. – Pchnął mnie lekko, tak, że upadłem na nie
plecami, po czym od razu usiadł na mnie. – Tęskniłem. – Tym razem to ja
przejąłem inicjatywę i przyciągnąłem go za włosy do pocałunku. Kiedy tylko
zdołaliśmy się od siebie oderwać, szybko pozbyłem się jego koszuli. Delikatnie
dotykałem każdego mięśnia, kości i znamion, badając przy tym fakturę jego
ciała. Yuu w tym czasie zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi.
Chwilę przyssał się do skóry nad lewym obojczykiem i pozostawiając tak dość
dużą malinkę powrócił do wcześniejszej czynności.
Kiedy moje palce natknęły się na jeden z jego sutków, uśmiechnąłem
się podstępnie i uszczypnąłem go. W tym samym momencie usłyszałem jak Aoi
jęknął cicho, nadal obdarowując mnie subtelnymi całusami. Miałem wrażenie,
jakbym znów był prawiczkiem i robił to pierwszy raz. Każde zetknięcie jego
słodkich, pełnych ust z moją skórą wywoływały przyjemne dreszcze. Każda malinka
i dotyk jego języka sprawiały, że jęczałem, wzdychałem i prosiłem o jeszcze. A
przecież byliśmy już ze sobą tak długo. Znaliśmy na pamięć swoje nawyki,
upodobania, zwyczaje i ciała. A jednak ta długa przerwa, która powinna nas
rozdzielić, sprawiła, że pragnęliśmy siebie jeszcze bardziej. Poznawaliśmy się
na nowo.
Jęknąłem cicho, kiedy jego wargi zamknęły się na moim sutku i
zaczęły go leniwie pieścić.
- Yuu… - Szepnąłem i wplotłem palce w jego włosy.
- Tak kochanie? – Oderwał się ode mnie i spojrzał swoimi pięknymi,
czarnymi oczami prosto w moje.
- Tu. – Wskazałem palcem na swoje usta i lekko przyciągnąłem go za
włosy.
Najpierw pocałował mnie lekko w dolną wargę, by już po chwili
przegryźć ją i z zachłannością złączyć nasze usta. Całowaliśmy się szybko,
brutalnie z narastającą namiętności oraz podnieceniem. Już po chwili czułem, że
w moich spodniach jest naprawdę ciasno. Yuu oderwał się ode mnie na chwilę, po
czym powrócił do tej samej czynności. Lecz tym razem, jedną ze swoich dłoni
skierował na moje krocze i zaczął je lekko ugniatać. Za każdym mocniejszym
dotknięciem jęczałem mu prosto w usta i błagałem o jeszcze. Oczywiście chłopak
spełnił tę prośbę i już po chwili nie miałem ani spodni ani bokserek. Leżałem
pod nim nagi, bezbronny i całkowicie oddany. Aoi pomału zjechał pocałunkami
coraz niżej, aż dojechał do mojej męskości. Ucałował jej czubek i z uśmiechem
na twarzy wziął całą do ust. Oparł się rękami i zaczął poruszać głową w górę i
w dół, naśladując ruch podczas stosunku. Słysząc moje jęki przyśpieszył, co
sprawiło, że doszedłem już po chwili i obficie wylałem się w jego ustach. Yuu
oczywiście przełknął wszystko i znów złączyła nasze usta w pocałunku.
Próbowałem odszukać w jego ustach pozostałości mojej spermy, ale jego język
stanowczo mi to utrudniał.
- Słodki jesteś. – Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy a ja
w tym czasie zacząłem pozbywać się jego spodni. Chłopak widząc, w jakim jestem
stanie zrobił to za mnie.
- Masz… - Zaczął, ale przerwałem mu pocałunkiem.
- Yuu, proszę…
- Będzie bolało. – Delikatnie pogładził mnie po policzku i
odgarnął włosy z mokrego czoła.
- Wiem. – Uśmiechnąłem się i lekko podniosłem biodra do góry, aby
go zachęcić. Na efekty nie trzeba było długo czekać
- Yuu, proszę. – Od razu po tych słowach chłopak trafił w moją
prostatę, ja wygiąłem się z rozkoszy w łuk i mocno zacisnąłem mięśnie na jego
członku. Wywalało to jego głośne jęknięcie.
Doszliśmy razem chwile później. Opadłem zmęczony na poduszki a mój
ukochany obok mnie. Regulowaliśmy nasze oddech.
- Yuu-chan… - Zacząłem i wyciągnąłem do niego ręce jak małe
dziecko. Aoi uśmiechnął się tylko i od razu wtulił w moją klatkę piersiową,
oplatając przy tym ramionami. – Dziękuję.
- Idiota. – Zaśmiał się i delikatnie pocałował jedno z moich
wystających żeber.
- Kocham cię. – Ucałowałem jego spocone czoło i odnalazłem kołdrę.
- Ja ciebie kocham o wiele bardziej. – Yuu pomógł mi nakryć nas okryciem.
Zasnęliśmy od razu. Zmęczeni dobrym seksem i napawający swoją
obecnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz